Dopiero, gdy odszedł spostrzegła,
że nigdy nie powiedziała
"proszę zostań, tak bardzo cię potrzebuję"...
Gdy tylko weszła do przedpokoju wiedziała, że coś jest
nie tak. Pomieszczenie było skąpane w ciemności, lecz w blasku dobiegającego z
sypialni dostrzegła ich szarą walizkę z kolorowym napisem „Na Pokątnej
znajdziesz wszystko”. Zadrżała, a jej
serce niespodziewanie przyśpieszyło. Spróbowała wmówić sobie, że może Ron po
prostu sprząta i miała nadzieję, że właśnie tak jest. Schowała różdżkę do
szuflady, ściągnęła buty i powoli ruszyła w stronę światła.
Na łóżku przykrytym fioletową narzutą leżały porozrzucane
ubrania, szaty, rozdarty album, na podłodze zauważyła starą miotłę Rona, która
wcześniej z całą pewnością była schowana w garderobie. Albo piwnicy. A Ron?
Stał obok szafy i różdżką wyrzucał kolejne rzeczy na podłogę. Nie zauważył jej
i drgnął, gdy się odezwała.
- Co robisz? - nie
spojrzał na nią. Na chwilę zawahał się, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia.
Chciała do niego podejść, ale nie odważyła się na to. W
gardle znikąd zjawiła się gula i przez kilka sekund nie mogła jej się pozbyć.
Co on robi? Czy… Ale to przecież niemożliwe, musiało chodzić o coś innego.
Całkiem innego.
- To, co widzisz -
stwierdził w końcu głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, tak całkiem
niepodobnym do niego. Tak przerażającym.
- Ron, nie rozumiem.
- Zdaje mi się, że
rozumiesz.
- No właśnie nie.
Mieliśmy iść do Harrego i Ginny… - zaczęła, ale przerwał z wyczuwalnym
wyrzutem.
- Nie bronię ci.
Od teraz możesz robić wszystko, co chcesz. Chociaż i tak od dawna to robisz,
prawda?
Wreszcie się odwrócił i na nią spojrzał, a w tym
spojrzeniu jeszcze nigdy nie było tyle bólu i rozczarowania, choć zapewne
chciał to ukryć.
- Nie wiem, o czym
mówisz - szepnęła i spuściła wzrok.
- Nie poniżaj się
jeszcze bardziej. I nie poniżaj mnie. Wszystko słyszałem - powiedział, jakby
mówił o czymś tak nieistotnym jak ostatnie wydanie Proroka.
- Nie rozumiem - szepnęła
znowu. Zdenerwował go ten jej spuszczony wzrok.
- Czego znowu nie
rozumiesz?! - warknął, stanął naprzeciw niej i podniósł twarz tak, że wreszcie
spojrzała na niego. Zazwyczaj, gdy miała łzy w oczach nie gniewał się na nią
zbyt długo. Łamał się, przepraszał… Lecz dzisiaj nie zrobiło to na nim żadnego
wrażenia - Wszystko już wiem, więc nie musisz udawać.
Zadrżała ze
strachu. Patrzył na nią w taki sposób, że jedyne, czego chciała, to
zapaść się pod ziemię. Przełknęła ślinę zanim zadała pytanie.
- O czym wiesz?
- Słyszałem
wszystko - wysyczał - Jak mogłaś przespać się z Malfoyem?! Jak mogłaś?
Do tego momentu miała nadzieję, maleńką nadzieję, że mówi
o czymś całkiem innym, niż noc, o której nie mogła zapomnieć i która była tak
ogromnym błędem. Zrobiłaby wszystko by nie dopuścić do tego, co się stało, lecz
jakie to teraz miało znaczenie? Ron stał naprzeciwko niej i wpatrywał się w
nią gniewnie. I czekał na odpowiedź. Zasługiwał na nią, ale nie wiedziała,
co ma mu powiedzieć. Że żałuje? Że go kocha? Że to jedna wielka pomyłka?
Niestety nie było mowy o pomyłce. Już wiedziała, że zniszczyła to wszystko, co
było między nimi. Wystarczyło spojrzeć mu w oczy i była pewna, co o niej myśli.
- Ron to nie tak -
szepnęła.
- Przestań. Dość -
warknął, cofnął się kilka kroków i usiadł na łóżku. Przestał na nią patrzeć i
panować nad głosem - Jak mogłaś
Hermiono?
- Przecież ty też
mnie zdradziłeś...
- Aha, więc
chciałaś się zemścić tym samym?!
- Nie, Ron, oczywiście,
że nie - szepnęła przez łzy - Ale nie rozumiesz.
- Już wszystko
rozumiem. Te ciągłe spotkania z nim, bronienie go… Jak długo to trwa?
- To nie tak jak
myślisz, to był tylko jeden raz… ja… ja byłam pijana i... - zaczęła się plątać,
słowa przechodziły przez gardło z wielkim trudem.
- Nie chcę cię
znać - wstał, spojrzał na nią ostatni raz, po czym uniósł różdżkę, szepnął
„pakuj”, a gdy wszystkie rzeczy leżały poprzewracane w kufrze - to zaklęcie
nigdy nie wychodziło mu najlepiej - zmniejszył go i zapominając, że Hermiona
ciągle stoi obok drzwi wyszedł.
- Nie, poczekaj,
proszę Ron! Zaczekaj!
Pobiegła za nim. Tak samo jak kilka lat temu wybiegła za
nim z namiotu, tak teraz wybiegła na klatkę schodową. Przecież go kochała.
Przecież on ją kochał. Nie mógł tak po prostu wyjść. Musi mu wszystko
wytłumaczyć, wyjaśnić, wtedy na pewno zrozumie…
- RON NIE
ZOSTAWIAJ MNIE! - krzyknęła nie panując nad łzami, które spływały strumykami po
twarzy, ale jego już nie było. Po prostu znikł. Tak samo jak wtedy. Znowu
zostawił ją samą.
Nareszcie. Niemal krzyknął ze szczęścia. Skończył ostatni
raport, a wszystkie durne ankiety leżały od wczoraj na biurku szefa
departamentu. Był piątkowy wieczór i jedyne, czego chciał to butelka ognistej i
fotel przy kominku. Zaraz zaśmiał się z tej myśli, w ostatnich latach całkiem
zdziczał, ale nie czuł się na siłach, żeby błąkać się z Blaisem po klubach,
mając na uwadze fakt, co go spotkało ostatnim razem.
Chwycił raporty i chcąc zrobić to jak najszybciej
otworzył brązowe drzwi obok.
Mężczyzna siedzący naprzeciw przy biurku spojrzał na
niego i Draco już wiedział, że nie powinien tu wchodzić.
- Malfoy, w samą
porę. Siadaj - powiedział przyjaźnie, przeoczając fakt, że jedyne krzesło w tym
pomieszczeniu zajmuje on sam - Jak wiesz zbliża się rocznica pokonania Sam - Wiesz
- Kogo. Wpadłem na genialny pomysł, a minister już mnie poparł - zaśmiał się w
taki sposób, że na czole ukazały się głębokie zmarszczki - Będzie to doskonała
okazja, by podnieść morale w ministerstwie. Zorganizujemy bal.
- Bal?
- Tak bal,
dokładnie za dwa miesiące. Podzieliłem już zadania, a dla ciebie przypadły - spojrzał
w pergamin leżący przed nim - kapela, tylko nie te krzykliwe jędze, to nie ma
być szkolna potańcówka, lista gości, wszyscy pracownicy ministerstwa oczywiście
i ważniejsze osobistości, aha i jeszcze zaproszenia.
- Ale to przecież
prawie wszystko - oburzył się.
- A tak, masz
rację - stwierdził już na niego nie patrząc, tylko kreśląc coś piórem - Ty byś
tylko zepsuł te zaproszenia, one muszą być z klasą, eleganckie, a ty się do
tego nie nadajesz, no nic znajdę ci coś innego jeszcze. Możesz już wyjść i się
tym zająć.
Jakim cudem zmusił się do grzecznego opuszczenia
gabinetu, zamiast podejść i walnąć go w twarz? Nie miał pojęcia. Na Merlina,
kiedyś go zabije. Raczej prędzej niż później.
- Hermiona,
otwórz! Wiem, że tam jesteś. Proszę cię! Martwię się, Ron się do nas
wprowadził, nie wiem, o co chodzi. Pokłóciliście się? Otwórz wreszcie - wrzaski
Ginny słyszeli już pewnie wszyscy sąsiedzi, niektórzy nawet uchylili drzwi by
słyszeć lepiej. Ona sama stała od piętnastu minut w tym samym miejscu i ciągle
waląc pięścią w ciemne drewno nie miała zamiaru odejść stąd dopóki przyjaciółka
jej nie otworzy. A zanosiło się na to, że Hermionie wcale się nie śpieszyło.
Dlaczego nie wzięła tej cholernej różdżki? Minęły już czasy, kiedy brała ją
wszędzie głównie z obawy przed ukrywającymi się śmierciożercami. Och, gdyby ją
miała bez trudu otworzyłaby te cholerne drzwi.
- Hermiona ostatni
raz grzecznie cię proszę, otwieraj te drzwi! Na Merlina przysięgam, zaraz je
wyważę!
Drzwi w końcu uchyliły się.
- Tu mieszkają
sami mugole - szepnęła Hermiona.
Ginny zignorowała jej słowa i bez zaproszenia weszła do
środka i dopiero wtedy zauważyła stan przyjaciółki. Jej włosy były w całkowitym
nieładzie, oczy miała podkrążone i zaczerwienione, zapewne od płaczu.
- Wyglądasz
żałośnie.
- Tak też się
czuję - powiedziała, jakby to było oczywiste i poszła do pokoju. Ginny
zaczynała się poważnie martwić, takie zachowanie było do Hermiony niepodobne.
Zastała ją leżącą na łóżku zasypanym mokrymi chusteczkami, kawałkami czekolady
i fasolkami wszystkich smaków. Leżała przyciskając do twarzy sweter Rona, który
otrzymał od mamy na Gwiazdkę i płakała.
- Och Hermiono, co
się stało?
Ginny podeszła do niej, uklękła obok i odgarnęła jej
włosy z twarzy.
- Wszystko
zepsułam Ginny - wychlipała - Wszystko. Ja tak bardzo go kocham. To moja wina.
- O czym ty
mówisz?
Chciała jej wszystko powiedzieć. Od samego początku,
zaczynając od tego momentu, w którym zobaczyła Rona z inną kobietą, ale coś ją
od tego powstrzymało. Nigdy wcześniej nie miała przed nią tajemnic, zawsze
wiedziała, że Ginny jej pomoże, spróbuje zrozumieć, doradzi i gdy trzeba będzie
mocno nią potrząśnie, ale nigdy nie potępi. Była tego pewna aż do tej pory. A
teraz słowa nie chciały jej przejść przez gardło i szczerze mówiąc nie chciała,
aby przeszły. Bała się, że gdy tylko padną, Ginny wstanie i już nie wróci, a
ona zostanie całkiem sama. Dlatego zamiast opowiedzieć jej o wszystkim
podciągnęła kolana pod brodę, mocniej przytuliła sweter do policzka i choć
wcale tego nie chciała, z jej ust wypłynęło kilka słów.
- Rozstaliśmy się.
To już naprawdę koniec.
Sama nie wiedziała jak udało jej się następnego dnia
wstać i jak co dzień udać się do pracy. Wszystkie czynności wykonywała
odruchowo, jakby ktoś podczas snu przerobił ją w robota. Gdy tylko wyszła z
kominka w Ministerstwie rozglądnęła się nerwowo i przeczesywała wzrokiem wszystkich
czarodziejów w obawie, a może i w nadziei, że zauważy gdzieś rudą czuprynę.
Jednak zamiast Rona dostrzegła w oddali Harrego, który najwidoczniej również
jej poszukiwał, bo uśmiechnął się na jej widok i zaczął przepychać się przez
tłum.
- Dobrze, że cię widzę,
chodź ze mną Kingsley cię szuka, będziemy razem pracować przez najbliższy czas.
- Że co? - zdążyła
powiedzieć, zanim pociągnął ją do windy.
- To ma coś
wspólnego z przesłuchaniami śmierciożerców tuż po upadku Voldemorta. Sam
dokładnie nie wiem, o co chodzi. Ale ostatnio aurorzy natknęli się na zwłoki
Averego, a wiesz, że on może trochę niesłusznie, ale po podaniu wielu nazwisk
ukrywających się śmierciożerców dostał skrócony wyrok i od dwóch miesięcy był
już na wolności. Zabito go ponoć jakieś dwa tygodnie temu.
- Naprawdę? - spytała,
chociaż jeśli miałaby być szczera wcale ją to nie obchodziło.
Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo winda się otworzyła, a
przed nią czekał Ethan. Gdy tylko ją ich zauważył, jego brwi zmarszczyły się
gniewnie. Najwyraźniej nadal był na nią obrażony.
- Nareszcie
jesteście. Ostatnio weszło ci w nawyk zaniedbywanie swoich obowiązków i
spóźnianie się do pracy, Granger. Muszę poważnie się zastanowić czy uczynienie
cię moim zastępcą było rozsądnym posunięciem - stwierdził z ironią i zwrócił
się do Pottera - Minister już na was czeka.
Kingsley na ich widok uśmiechnął się szeroko, na co Ethan
zmarszczył gniewnie brwi. Hermiona wiedziała, że zazdrościł jej kontaktów z
Ministrem, który wolał przez nią przekazywać mu wiadomości, niż oglądać jego
samego. A każdy musiał przyznać, że na stanowisku Ministra Magii spisuje się
znakomicie i wreszcie głównie dzięki niemu ministerstwo naprawdę doskonale
spełnia swoje obowiązki.
- Harry, Hermiona
witajcie. Co u was ciekawego słychać? Mam nadzieję, że spotkamy się w Norze w
następną niedzielę?
Nora. To słowo podziałało jak ostrze miecza wbitego w
środek jej serca. Po tym, co zrobiła, nie będzie tam mile widziana, choć
przecież uważała to miejsce za swój drugi dom. Zabolało ją gdzieś w środku,
kiedy zdała sobie sprawę, że nie może mu odpowiedzieć. Bo choć miała nadzieję,
wiedziała, że to niemożliwe.
- Wydawało mi się,
jeśli mogę coś oczywiście powiedzieć - Ethan skinął głową w stronę Kingsleya,
który od niechcenia odpowiedział mu tym samym - że miał pan pewna zadanie dla
Granger i Pottera.
- A tak. Już, już,
powoli mamy czas. Usiądźcie i poczęstujcie się - wskazał palcem na leżące na
stoliku ciasteczka - A może chcecie coś do picia?
Pokręcili przecząco głową.
- O co chodzi
Kingsley? - spytał Harry biorąc do ręki ciastko z pomarańczowym nadzieniem.
- No cóż mamy
problem. Słyszeliście o Averym? - spytał, a oni skinęli głowami - Tak, paskudny
był to widok, choć nigdy mu nie żałowałem. Ale zacznijmy od początku.
Pamiętacie jak po ostatecznej porażce Voldemorta wyłapywano i przesłuchiwano
śmierciożerców?
- Oczywiście, że
tak. Sam brałem w tym udział.
- Wiem Harry.
Wizengamot starał się być oczywiście sprawiedliwy, ale jak wiesz, nie wszyscy
byli tacy głupi i dali się tak po prostu wyłapać. Część ukryła się bardzo
dobrze.
- Ale przecież
wyłapano i ukarano wszystkich śmierciożerców, prawda? - spytała Hermiona i sama
nie wiedziała, dlaczego po plecach przeszły jej ciarki.
- Tak, wszystkich.
Ale tylko dzięki zeznaniom tych, których udało nam się złapać na samym
początku. Głównie byli to mało ważni dla Voldemorta ludzie, dlatego nigdy się
nimi za bardzo nie przejmował, ale każdy z nich doskonale wiedział gdzie mogli
się ukryć pozostali. Więc chcąc skrócić swój wyrok zazwyczaj bez wielkich
problemów podawali na przesłuchaniach odpowiednie nazwiska i nazwy. Oczywiście,
zgodnie z umową ich kary, jeśli tylko zeznania były prawdziwe, Wizengamot
łagodził, a w kilku przypadkach nawet zlikwidował je całkiem. Tak wiem Harry,
że powinni ponieść za swoje czyny taką samą odpowiedzialność jak inni - dodał,
gdy zauważył pełne oburzenia i gniewu spojrzenie - Ale musisz uwierzyć, że
działaliśmy tak sprawiedliwie jak tylko się dało. Dzięki temu wiele naprawdę
niebezpiecznych ludzi siedzi w Azkabanie.
- Nie rozumiem Kingsley,
po co nam o tym wszystkim mówisz. Byłam na większości przesłuchań w tamtym
okresie, jak wiesz, Harry zresztą również i doskonale znamy pobudki Wizengamotu
do takich, a nie innych decyzji.
Na samą myśl o tych przesłuchaniach, zadrżała. Nigdy
więcej nie chciała wracać pamięcią do tamtego okresu kiedy musiała patrzeć na
te wszystkie twarze, na tych ludzi, którzy bez żadnych oporów zabijali
wszystkich stojących im na drodze.
- No cóż, sprawa,
nad jaką będziecie pracować bezpośrednio tego dotyczy - rozsiadł się wygodniej
na krześle i widocznie całkiem zapomniał o obecności Herrisa, bo zawiesił wzrok
na Hermionie i Harrym - Otóż pewnej grupie ludzi nie spodobały się decyzje
Ministerstwa. I postanowili, że tak powiem, sami wymierzyć sprawiedliwość.
Waszym zadaniem będzie wykrycie, kto dokładnie wchodzi w skład tej grupy i kto
nią kieruje.
- Nie bardzo
rozumiem - stwierdził Harry, patrząc pytająco na Hermionę, w nadziei, że jak za
dawnych lat wszystko niezwykle prosto i zrozumiale mu wyjaśni. Ona zaś
wzruszyła ramionami.
- I w czym tu
problem? W tym, że kilku psycholi skrzywdziło śmierciożerców?
- Hermiono! - oburzył
się Kingsley, na co ona niewzruszona wzięła kolejne ciastko do ręki.
- Rozumiem, że
łamią zasady tak? Nie używanie zaklęć niewybaczalnych, niekrzywdzenie innych
ludzi i tak dalej. Ale, Kingsley zapomniałeś już, co się działo? Śmierciożercy
zabijali nie z chęci wymierzenia sprawiedliwości, lecz ze zwykłego obłędu. Tak
po prostu. Więc powoływanie specjalnej komisji w celu złapania ich dla mnie
jest bez sensu. Nie jest mi ich żal. Poza tym chyba mamy poważniejsze problemy.
- Doskonale
pamiętam Hermiono. Ale to też są ludzie.
- Ludzie?
Śmierciożercy są ludźmi?
- Hermiono myślę,
że Kingsley ma rację, powinniśmy… - zaczął Harry, ale mu przerwała.
- Nie Harry, do
cholery ty też zapomniałeś? - Ethan spojrzał na nią gniewnie i zapewne chciał
rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat jej szacunku do ministra, ale nawet na
niego nie spojrzała - Oni zabili Remusa! O Fredzie i Tonks też zapomniałeś? Oni
ich zabili, Harry.
Choć była w tym momencie zirytowana i zła, jej ostatnie
słowa bardziej przypominały jęk, niż wrzask. Nie wiedziała skąd w niej tyle
sprzecznych emocji, wcześniej potrafiła nad nimi panować. A przynajmniej
wychodziło jej to lepiej niż teraz.
- Nie zapomniałem
- szepnął cicho i przytulił ją do siebie, za co była mu wdzięczna, bo czuła, że
bardzo mało brakowało jej do zamieniania się w fontannę. Nienawidziła wspominać
tych okropnych czasów, ale teraz wspomnienia same z siebie zaczęły ją
nachodzić. Puste oczy Freda i Remusa i…
- Hermiono wiem
dokładnie jak się czujesz - odezwał się Kingsley znacznie łagodniejszym głosem
- Ja też wtedy walczyłem, też to widziałem i nigdy tego nie zapomnę. Ale
istnienie tej grupy świadczy też o tym, że Ministerstwo nie panuje nad
sytuacją. Może to nie jest aż taki problem i na pewno nie jest skierowany w nas
i choć nie zagraża naszemu życiu bezpośrednio, to Hermiono zastanów się, jeśli
odmówimy pomocy tym ludziom, niezależnie jak okrutnym i skażemy ich na śmierć,
czym będziemy się różnić od Voldemorta? On też uważał, że ma prawo decydować o tym,
kto jest godzien żyć, a kto nie. Nie chcę, żeby świat czarodziejski w tym
kierunku zmierzał, bo prędzej czy później doszłoby do takiej samej tragedii,
jaka stała się wtedy. Wiem, że to jest dla was trudne, ale jednocześnie
doskonale znacie sytuację, dlatego to wy dwoje pokierujecie tą sprawą i
bezpośrednio mi, a nie waszym przełożonym będziecie zdawać raporty.
Hermionie w końcu udało się zapanować nad łzami i była w
stanie na niego spojrzeć. Wiedziała, że Kingsley jest po ich stronie. Dlatego wiedział,
co robi i jeśli miałaby być szczera, zdawała sobie sprawę, że ma rację.
Harry krótko kiwnął głową.
- Dobrze Kingsley,
zajmiemy się tą sprawą.
- Cieszy mnie to -
uśmiechnął się szeroko i po raz pierwszy zwrócił się bezpośrednio do Ethana - Czy
mógłbyś nas na chwilę zostawić? Mamy do obgadania jeszcze pewne kwestie
osobiste.
Herris zmarszczył brwi i gniewnie zmrużył oczy.
Nienawidził, gdy się go ignorowano.
- Molly ma
urodziny i musimy dogadać się, co jej kupić.
Hermiona zmarszczyła brwi. Przecież urodziny pani Weasley
wypadały tuż po świętach, zresztą nigdy ich nie obchodziła. Spojrzała na Harrego,
który też wyglądał na zmieszanego.
- Zupełnie o tym
zapomniałem. Cholera, Ginny mnie zabije, tym razem to ja miałem coś kupić.
Ethan kiwnął głową i wyszedł.
- Kingsley, wydaje
mi się, że…
- Tak, Hermiono
wiem - powiedział tak jakoś nerwowo i wyciągnął różdżkę i skierował ją ku
drzwi, na co nawet Harry wybałuszył oczy –Mufiato.
- Kingsley, o co
chodzi?
- Chyba mamy w
Ministerstwie szpiega - Hermiona właśnie przeżuwała kolejne ciastko i o mało
nie zakrztusiła się na jego słowa.
- Że co? - Harry
krzyknął ze zdziwienia.
- Ciszej Harry - syknął
Kingsley - na to wygląda. Głównie o tym chciałem z wami rozmawiać.
- Ale dlaczego tak
myślisz?
- Wszystko na to
wskazuje. Przed śmiercią Averego były inne przesłanki o tej grupie. Co prawda
nic nie było pewne, oni sami działali w większym ukryciu, ale oczywiście nie
zbagatelizowaliśmy tego. Zaczęliśmy
badać tą sprawę i dopiero wtedy ona się rozrosła.
- Jak to?
- Zaczęliśmy
wyszukiwać tych, co potencjalnie byli by na liście. No wiecie, wolnych
śmierciożerców.
Hermiona chyba powoli zaczynała rozumieć, co Kingsley ma
na myśli.
- I wtedy zabili
Averego.
Kingsley skinął głową.
- Mam jedynie przepuszczenia.
Choć wątpię, że są one słuszne. Dlatego polecam to tym razem wam. I tylko wam.
I proszę was żebyście wtajemniczali w to jak najmniej osób.
- Oczywiście.
Tylko ja, Hermiona i Ron. Przynajmniej na razie - stwierdził Harry.
- Wiedziałem, że
można na was polegać. Wszystkie informacje przekażę wam jutro, dzisiaj mam
jeszcze kilka ważnych spotkań.
- A z tymi
urodzinami pani Weasley - zapytał Harry, który nie był do końca pewien czy
powinien zacząć martwić się awanturą, jaką urządzi mu Ginny, gdy dowie się, że
nie ma prezentu. W ostatnim czasie hormony jego żony stawały się nieznośne i z
utęsknieniem czekał aż to się skończy.
Hermiona tylko pokręciła ze śmiechem głową, chwyciła go
pod ramię i zmierzwiła pieszczotliwie włosy.
- Chodź już,
wszystko ci napiszę na kalendarzu w kolorowych chmurkach.
Zanim jednak wyszli Kingsley chwycił ją za rękę i
przeszył wyraźnie zaniepokojonym wzrokiem.
- Dobrze się
czujesz Hermiono?
Czy ona się czuje dobrze? Jej ojciec jest w szpitalu, Ron
ją znienawidził i zostawił, a w jego oczach jest puszczalską szmatą. I ma
rację, właśnie nią jest i zasługuje na takie określenie po tym jak przespała
się z ich największym wrogiem. Nie było w porządku, wszystko było nie tak. Ale
zdawała sobie sprawę, że musi żyć dalej, uśmiechać się jak zwykle i robić te
wszystkie rzeczy, które teraz wydawały jej się kompletnie pozbawione sensu. Bo
nikogo nie obchodziło, że cały jej świat pokruszył się w mak.
- Tak, wszystko
porządku.
Kolejny dzień dobiegał końca, a ona ciągle tkwiła w
martwym punkcie. Ron nie wracał.
A co jeśli nie wróci? Jeśli…
Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że to już koniec.
Jak mogła to wszystko zniszczyć? Zemdliło ją na samą myśl o tym, co zrobiła.
Minął już ponad miesiąc od felernego wieczoru, który cały czas tkwił w jej
świadomości. Nie wiedziała jak ma się od niego uwolnić. Podniosła kieliszek do
ust, ale po chwili odstawiła go na stół. Nie miała zamiaru powtarzać
popełnionych już błędów. Nigdy więcej nie tknie alkoholu.
Gdzie teraz był Ron? Pewnie ciągle mieszkał z Harrym i
Ginny. Nie widziała go od dwóch tygodni i z każdym dniem tęskniła za nim
jeszcze bardziej. Chciała móc odwrócić w palcach małą klepsydrę i cofnąć się w
czasie, by móc to wszystko naprawić. Ale to było niemożliwe. Swoim wyskokiem
przekreśliła to, co było między nimi grubą krechą.
Gdy usłyszała dzwonek do drzwi przez chwilę miała
nadzieję, że może tym razem to on, że wrócił…
Za każdym razem, gdy ktoś dzwonił zrywała się jak szalona
i biegła do drzwi, chcąc za nimi zobaczyć tylko jedną osobę, ale…
Zawsze przychodził ktoś inny.
Tym razem była to sąsiadka. Hermiona odetchnęła głęboko i
otworzyła drzwi.
- Dzień dobry - pulchna
kobieta o pogodnej twarzy uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Dzień dobry
kochaniutka. Przychodzę do ciebie w potrzebie. Skończył mi się cukier, a piekę
szarlotkę, maleństwo moje śpi i nie mogę nigdzie wyskoczyć, czy mogłabyś mi
pożyczyć? Gdy tylko ten dureń wróci z pracy wyślę go po zakupy i wszystko ci
oddam.
- Oczywiście, nie
ma problemu - powiedziała, wpuszczając sąsiadkę do mieszkania - Już szukam.
Udawała, że nie widzi, jak kobieta uważnie rozgląda się
po mieszkaniu i szuka tematów do ploteczek, bez których nie mogła się obejść.
- Macie bardzo
ładnie tutaj. Mogę? - wskazała na talerz ciastek przyniesionych przez mamę.
- Bardzo proszę - nasypując
cukier do słoika czuła baczne jej spojrzenie - Tyle wystarczy?
- Ależ tak
oczywiście, jesteś moją dłużniczką.
- Niech pani nie
przesadza, to tylko cukier.
- Cukier cukrowi
nie równy - zaszczebiotała, wzięła jeszcze dwa ciasteczka i wycofała się z
kuchni - Proszę ode mnie pozdrowić pana Rona. Jakoś ostatnio go nie widać.
- Pozdrowię go - wiedziała,
że taka odpowiedź nie zaspokoiła ciekawości sąsiadki, ale przecież nie o to jej
chodziło - Do widzenia.
Gdy zamknęła jej drzwi przed nosem westchnęła. Wróciła do
kuchni, usiadła na blacie i zamknęła oczy. Co miała teraz zrobić?
Ron jej unikał. Odmówił prowadzenia sprawy razem z nią i
Harrym, w Ministerstwie uciekał przed nią. Stała się dla niego nikim, a może
kimś jeszcze gorszym.
Cała ta sytuacja była mocno napięta, zwłaszcza dla ich
wspólnych przyjaciół. Zdawała sobie sprawę, że Harry razem z Ginny są
zagubieni. Przecież nawet nie wiedzieli, o co tak naprawdę poszło. Dowiedziała
się od przyjaciółki, że Ron nic im nie powiedział, a i ona sama milczała jak
grób. Było jej wstyd i nie umiała się tak po prostu przyznać do tego, co
zrobiła. Do Nory też nie chodziła, choć pani Weasley kilkanaście razy wysyłała
jej zaproszenia.
Właściwie to kursowała pomiędzy szpitalem, Ministerstwem,
a mieszkaniem i powoli zaczynała mieć dość tego, na co sama się skazała.
Jej ręka natrafiła na talerz z ciastkami i bez
zastanowienia wzięła jedno do ust. Było bardzo dobre, z brzoskwiniowym
nadzieniem. Wśród tysiąca ciastek umiałaby wskazać te, które piekła jej mama.
Miały nadzwyczajny smak, taki domowy wypełniony radosnymi wspomnieniami z czasów,
gdy wszystko było proste i łatwe. Gdy nie było problemów.
Ale w tych było coś dziwnego. Pierwszy kęs połknęła bez
problemu, drugi przeszedł przez jej gardło z trudem, lecz z trzecim jej się to
nie udało. Żołądek skurczył się gwałtownie i zakrywając usta ręką pobiegła do
łazienki i zwymiotowała.
Szlag by to trafił.
- Przyjdziesz na
obiad?
Harry popatrzył na nią prosząco, a ona była w stanie
tylko pokręcić głową.
- To nie jest najlepszy
pomysł, przepraszam.
- Hermiono, o co
chodzi? Nie bywasz u nas, ani w Norze. Ron coś ci zrobił?
- Nie Harry. Po
prostu nie mogę … Wiem, że on nie chce mnie widzieć.
Co innego miała mu powiedzieć? Tego, czego chciała mu
wyjawić nie zrozumiałby. Z całą pewnością nie chciał słyszeć o tym, co zrobiła.
I z kim to zrobiła.
- Ale my chcemy.
Hermiono proszę powiedz mi, co takiego między wami się stało. Ja tego nie
rozumiem. Jeszcze niedawno wszystko było dobrze - spytał zmartwionym głosem.
Nie była w stanie opisać wysiłku, jaki musiała włożyć by
opanować napływające łzy do oczu. Ona sama nie rozumiała, co się z nimi stało.
Przecież to był ten jeden, jedyny, na całe życie. Dlaczego więc nie wiedziała
jak ma o niego walczyć? Chciała to zrobić, ale zdawała sobie sprawę, że jest na
przegranej pozycji i jeśli on nie będzie chciał, nie będą w stanie tego
naprawić.
- Nawet nie wiesz
jak bardzo bym chciała, żebyś wszystko zrozumiał. Ale nie zrozumiesz. Nie
będziesz w stanie. Dlatego proszę cię, nie wracaj do tego tematu nigdy więcej.
Spojrzała na zegarek i wiedziała, że znowu jest
spóźniona. Nie zdąży na wizytę z lekarzem ojca, jeśli nie odda tych raportów
Ethanowi, a on za pięć minut wychodzi i wróci zapewne jutro. Wszystko leciało
jej z rąk, pergaminy trzymała czubkami palców, torebka zsunęła jej się z
ramienia, a szata całkiem przekrzywiła. Biegła jak szalona w stronę wind. I
właśnie ten bieg ją zgubił. Nie zauważyła go i wpadła na niego z impetem,
powalając na ziemię. A gdy upadła na niego i usłyszała jego zduszony jęk i go
rozpoznała zamarła. Dosłownie zapominała jak się wstaje. Delikatnie zsunął ją z
swojej klatki piersiowej, podniósł się i bez słowa wyciągnął ku niej rękę. Gdy
już stała tak naprzeciwko niego i ciągle nie potrafiła nic wykrztusić schylił
się, pozbierał to, co upuściła i podał jej. Wiedziała, że zachowuje się jak
idiotka, bo być może to jedyna okazja by z nim porozmawiać, spróbować jeszcze
raz wszystko wyjaśnić i…
Ale jego spojrzenie mówiło wszystko. Nigdy nie widziała w
nim tyle pogardy, jak teraz, gdy tak wpatrywał się w nią i pozbawiał ją tchu i
umiejętności składnej wypowiedzi. Ile tak stali? Może pięć minut, z może
godzinę? Straciła poczucie czasu. Jedyne, co dostrzegała to niechęć bijącą z
jego oczu, a gdy się odwrócił i bez słowa odszedł miała wrażenie, że rozsypała
się na drobniutkie kawałeczki.
Drzwi gabinetu otworzyły się i nie zdążyła wytrzeć łez
zanim wszedł Harry
- Hermiona
zapodziałem gdzieś ostatnie raporty, są tutaj może… Co się stało? - spytał, gdy
zobaczył, w jakim stanie się znajduje. Siedziała pod ścianą, miała zaróżowione
policzki, czerwone i podkrążone oczy, jej włosy były w całkowitym nieładzie, a
obok stóp leżały porozrzucane pergaminy. Pod sufitem latało stado żółtych
kanarków.
- Nic, naprawdę
wszystko dobrze. Harry, wszystko jest w porządku, po prostu… - nie dała rady
dokończyć. Kolejnych łez nie udało jej się powstrzymać. Nie miała pojęcia,
dlaczego ostatnio stała się taka płaczliwa.
Chłopak usiadł obok i obtoczył ją ramieniem.
- Przecież widzę,
że coś się dzieje. Hermiono jesteś dla mnie jak siostra i zawsze możesz na mnie
liczyć. Cokolwiek się wydarzy. Wiesz o tym prawda? - pokiwała powoli głową - Możesz
mi wszystko powiedzieć.
Nie była pewna, co ją do tego pchnęło. Może obrzydzenie
do samej siebie? Albo chęć zrozumienia? Nie chciała dłużej tego wszystkiego
dusić w sobie, chciała wreszcie uwolnić się od tych słów, które wciąż tkwiły
jej w gardle.
Więc otworzyła usta, a wszystko to, co w nich więziła
wypłynęło. Powiedziała mu o wszystkim, o sytuacji, w której zastała Rona, o
nieudanym gwałcie i jej wybawcy, o felernym wyjściu do baru, o wspólnym piciu z
Malfoyem i o wspólnej nocy, o tłumaczeniach Rona, zawale ojca, pomocy blondyna
i o wszystkich kłótniach z ukochanym.
Czy było jej lżej?
Troszeczkę. Choć jeśli miała być szczera, nie wiedziała czy nie powinna
w odpowiednim momencie po prostu się zamknąć. Po co mu to wszystko mówiła? By
skreślił ją i nie odezwał się do niej nigdy więcej? Czy miała aż tak dużo
przyjaciół, by mogła sobie pozwolić na utratę któregokolwiek z nich? Na palcach
jednej ręki mogła policzyć osoby, którym naprawdę wiele zawdzięcza i bez
których nie potrafiłaby się obejść. A Harry z całą pewnością się do nich
zaliczał. I Ron. Ale przecież Rona już nie ma, a przynajmniej nie ma dla niej.
Harry bardzo długo milczał. Hermiona nie miała odwagi
spojrzeć mu w oczy, bała się też niszczyć panująca ciszę, dlatego przez pewien
czas nic nie mówili. A ona coraz bardziej zaczynała się bać, że Harry już nigdy
nic do niej nie powie.
- Harry… - szepnęła
cicho, gdy cisza zaczynała przeszkadzać jej w oddychaniu.
- Między wami to
na pewno koniec? Nie da się nic zrobić?
Nowe łzy potoczyły się po twarzy, nowy ból przeszył
serce, gdy słowa przyjaciela ponownie uświadomiły jej, co straciła. Pokręciła
głową i ukryła twarz w dłoniach.
- Myślisz, że bym
nie chciała? - chlipnęła cicho - On nie chce mnie znać.
- Daj mu trochę
czasu.
- Możesz mi
obiecać, że kiedyś mi wybaczy? – spytała i chciała jedynie usłyszeć, że może,
że to całkiem prawdopodobne, że na pewno tak będzie, bo gdy tylko emocje opadną
Ron do niej wróci i znowu będą szczęśliwi.
- To nie ode mnie
zależy, tylko od was - powiedział cicho i przytulił ją jeszcze mocniej. Oparła
głowę na jego ramieniu i przestała przejmować się spływającymi po twarzy łzami.
- Nie ma już
„nas”.
Oooooo kurde!
OdpowiedzUsuńWiesz.... nie jest fajnie sie cieszyć z czyjegoś nieszczęścia... ale ja się cieszę, że oni już nie są razem.... Ona pasuje bardziej do Dracona niż Ronalda... ;))
Ciekawe jak to się potoczy z naszym blondynem.
Ciekawie opisałaś rozmowę z Kinglseyem no i ta akcja z cukrem... i pozdrowieniami dla Rudzielca.... :(
Cieszę się, że do nas wróciłaś i mam nadzieje że maturki dobrze ci poszły ;))) ;*** WENYYYYY
Ale wy nie lubicie Rona :D A przecież on nie jest wcale taki zły, tylko jak każdy popełnił kilka błędów, no i ma troszeczkę wkurzający charakter. Ale Hermiona też nie jest wcale taka święta :) Ron wcale z mojego opowiadania nie znika. Już niedługo blondyna będzie całkiem sporo :D
UsuńCieszę się, że rozdział Ci się spodobał i pozdrawiam gorąco :)
współczuję hermionie, zrobiła głupotę, a teraz żałuje, rozumiem postępowanie rona, sama w takiej sytuacji też bym odeszła, choćbym nie wiem jak kochała... ale ron nie był zupełnie fair, więc nie powinien ją tak pogardzać; cieszę się, że hermiona ma oparcie w harry'm, on zawsze był dla mnie wzorem przyjaciela; mam złe przeczucia co do wymiotów i płaczliwości hermiony, czyżby mały malfoy?
OdpowiedzUsuńRon nigdy nie myślał rozsądnie, on nie jest wcale pozbawiony uczuć i myślę, że ciągle ją kocha, ale jest zbyt dumny i zbyt zraniony by spróbować choć trochę ją zrozumieć. Ale on zawsze taki był, dlatego nie chciałam w nim niczego zmieniać, bo ta strona jego charakteru jest mi bardzo pomocna w tworzeniu tej historii i Ron jeszcze sporo w niej odegra.
UsuńA Harry, no cóż, on chyba nigdy się nie zmieni. Choć przez pewien czas trudno będzie mu się przyjaźnić z tym dwojgiem. Ale wszystko przed nami :)
A co do twoich odczuć nic nie powiem, bo zepsuję Ci niespodziankę :)
Pozdrawiam :)
Asdfghjk taki piękny komentarz napisałam i szlag go trafił...
OdpowiedzUsuńSpróbujmy jeszcze raz.
Słowami nie da się wyrazić tego co czułam, kiedy czytałam ten rozdział. Emocje Hermiony, chłodne zachowanie Rona, wyrozumiałość Harry'ego. Wstyd przyznać, ale mimo mojego współczuciaHermionie, cieszę się, jak cholera, bo to oznacza, że wreszcie zacznie się właściwy wątek Hermiony i Dracona (przynajmniej tak mi się wydaje). Czytając byłam zachwycona, jednak skończywszy czułam niedosyt. Nie mówię, że rozdział był krótki, ale taką historię chce się tylko czytać i czytać i nie przestawać. A wracając jeszcze do tekstu to miałam wrażenie, że wahania nastroju Hermiony są nie bez przyczyny, chociaż sama nie wiem... Jeszcze do tego te wymioty, w pierwszej chwili pomyślałam, że coś było w ciastkach, ale potem? Czyżby upojna noc Dracona i Miony miała jeszcze inny skutek niż rozstanie?
Życzę ci dużo, dużo weny i jeszcze więcej wolnego czasu, żeby nowy rozdział pojawił się, jak najszybciej!
Pozdrawiam ciepło [dramione-want]
Jesteś kolejną osobą, która nie przepada za Ronem, a on wcale nie znika z tego opowiadania.
UsuńNo tak, teraz ich wątek zacznie się bardziej rozwijać, ale oczywiście trochę to potrwa zanim zaczną zdawać sobie sprawę z tego co jest między nimi. Nie będzie lekko i oboje przez większość czasu będą na siebie patrzeć wilkiem. Przede wszystkim dlatego, że Hermiona ciągle kocha Rona. I minie sporo czasu, zanim pozwoli temu uczuciu przeminąć.
Co do Twoich przewidywań się nie odniosę, dowiesz się wkrótce :D
Pozdrawiam :)
Dobra chyba ślepnę bo przeoczyłam spis o.O :P
Usuńmam nadzieję, że sporo czasu oznacza sporo notek, a sporo notek oznacza, ze długo będę miała co czytać, a to oznacza że potrzebuje czasu, a że nie żyje wiecznie to daj już nowy rozdział ^^
Hmm w sumie rozumiem zachowanie Rona.
OdpowiedzUsuńPoczuł się zdradzony i nawet jeżeli Hermiona zrobiła to tylko raz to o jeden raz za dużo.
Ciekawa jestem jak zachowa się Malfoy gdy o wszystkim się dowie.
Mimo to szkoda mi jej.
Na pewno bardzo cierpi z powodu tej decyzji i wszystkiego wokół.
Wspaniale opisałaś jej emocje i uczucie i możesz śmiało być z siebie dumna.
Szkoda że tak dawno nie bylo rozdziału, ale w końcu go doczekałam się!
Życzę również powodzenia, by dobrze poszło Ci na maturach.
Naprawdę trzymam za Ciebie mocne kciuki i niecierpliwie na kolejną część!
pozdrawiam serdecznie!
Ron jest trochę za bardzo nerwowy i faktycznie poczuł się zbyt dumny i zbyt zdradzony by choć odrobinę spróbować zrozumieć Hermionę i zastanowić się jaki jest jego udział w tej masowej zdradzie. Ale nie zrobił tego, co chyba przekreśliło ich relacje, chociaż oni ciągle się kochają. Ja ciągle to podkreślam, że łączyło ich naprawdę głębokie uczucie i nawet jeśli ono się wypalało, to istniało i nie tak łatwo będzie im o tym zapomnieć.
UsuńDziękuję za wszystkie Twoje naprawdę miłe słowa i serdecznie pozdrawiam :)
Jak zwykle cudownie opisane uczucia, tak prawdziwe, że aż ściska w dołku. Nie mam pojęcia czy zajmujesz się psychologią, czy po prostu masz wrodzony talent, ale jest to naprawdę godne podziwu.
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie przepadam za Ronem, jednak tutaj jego zachowanie w pełni rozumiem - mimo, a może zwłaszcza dlatego, że dopuścił się tego samego. Tak zazwyczaj jest.
Co do Hermiony... obstawiam, że jest w ciąży. Nie napisałaś tego wprost, odebrałam jednak zawoalowane sygnały.
Rozdział świetny.
Pozdrawiam,
M.D.
Zapraszam do siebie na miniaturkę :)
Nie zajmuję się psychologią :) Ale bardzo się cieszę, że Ci się podoba :) Jesteś kolejną osobą, która nie lubi Rona :D On nie zniknie z tego opowiadania, raczej w nim zamiesza, choć szczegóły są dopiero w mojej głowie.
UsuńA co do Hermiony...
Ja nic nie powiem, odpowiedzi będą dopiero w kolejnym rozdziale :)
Dziękuję i pozdrawiam :)
P.S Twoja miniaturka jest boska!
Awwww
OdpowiedzUsuńBomba
Bomba
I jeszcze raz Bomba
Świetny rozdział
Czekam na nn <3
Pozdrawiam
Aqua :*
Bardzo cieszę się, że rozdział Ci się spodobał i dziękuję za komentarz.
UsuńPozdrawiam :)
baardzo mi sie podoba. baaardzo! nie przepadam za Romione( ron mnie denrwuje czasem) ale Herm go kocha to może...niech jeszcze trochę ze sobą pobędą? aż Herm sama sie odkocha? Ron może sobieznaleźc jakąs niunie., czy kogo tam chce. Herm jest biedna :( wspólczuje jej :(
OdpowiedzUsuńjak ci poszło na maturach?
Pozdrawiam i życzę weny(i CZASU!)
Cherry Blossom
Pomiędzy Ronem a Hermioną przez długi czas będzie "coś". Nie tak łatwo porzucić kogoś, kogo się szczerze kochało. Fakt, oni zranili się nawzajem i zniszczyli tą czystość uczuć i teraz między nimi jest naelektryzowana przestrzeń pełna nie wypowiedzianych słów i niespełnionych nadziei. Dlatego tak po prostu tego nie da się przekreślić. Ale nie, raczej ze sobą nie będę, chociaż jeszcze mogę zmienić zdanie :D Hermionie się wszystko sypie na głowę i będzie potrzebować sporo czasu. Nie tak łatwo będzie jej się odkochać, ale z czasem wszystko jest możliwe :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Och w końcu nadrobiłam :D i już na początku uroczyście wnoszę o spis treści :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziałów cudowne, delikatne naturalne i takie prawdziwe. Bardzo podoba mi się że nie zmieniasz Rona w kogoś okrutnego. Pokazujesz słabości ludzi w tak naturalny sposób, że mam wrażenia gdyby powstała kolejna część być może byłaby szansa na takie wydarzenia. Wiekszość tu współczuje Hermionie ja wychodzę z założenia, że jest sobie sama winna. Ale prawdziwe szczeście zawsze kosztuje czasem nawet ból innej osoby. Mam nadzieję, że jakoś się poukłada i Ron też znajdzie kogoś wspaniałego.
Piękne opowiadanie plus świetnie dopasowana muzyka.
Pozdrawiam Syntia ;))
Spis treści jest od dawna po lewej stronie :)
UsuńCieszę się, że jest choć jedna osoba która z marszu nie skreśla Rona i dostrzega, że nie jest wszystkiemu winien. Według mnie Ron jest bardzo skomplikowaną postacią, bo ciągle się w nim wszystko miesza, uczucia i myśli nieustannie się w nim kotłują i nigdy nie wiadomo kiedy wybuchnie. Hermiona będzie po prostu musiała uporać się w wyrzutami sumienia wielkości góry lodowej, jak również z problemem o wiele większym niż ona.
Nie zawsze wszystko jest kolorowe :)
Pozdrawiam :)
Może lepiej, że Hermiona rozstała się z Ronem. W końcu, on też ją zdradził. Ten związek i tak by pewnie długo nie przetrwał.
OdpowiedzUsuńNie wierze, że ten WIELKI Draco daje sobą tak pomiatać. To kompletnie nie w jego stylu.
Genialnie opisałaś uczucia Hermiony. Na prawdę musi być jej ciężko, kiedy wszystko dookoła niej się sypie.
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam.
[wspomnienia-slizgonki]
Pomiędzy Hermioną i Ronem coś ciągle jest. Nawet jeśli jest to jedynie pusta przestrzeń wypełniona zawiedzionymi nadziejami i zranionymi uczuciami, nie będzie im łatwo tak po prostu skreślić to, co do siebie czuli. Po prostu się pogubili.
UsuńHaha, wielki Draco przestał być u mnie wielkim. Głównie dlatego, że przecież przegrał. Stanął po złej stronie podczas wojny czarodziejów i Voldemorta, i choć tak naprawdę nie wyrządził nikomu wielkiej krzywdy, a sam był jedynie ofiarą własnego strachu i przymusu rodziców, znalazł się w grupie przegranych i niestety musiał ponieść konsekwencje wyborów jakich jego rodzina dokonała. Nie chciałam całkowicie pozbawiać go charakteru, dlatego nie pozwoliłam mu uciec. Został, choć musiał wiele oddać i poświęcić. Dotkliwie odczuł skutki tej wojny. I nie jest już tym samym człowiekiem.
A Hermiona? No cóż, przed nią też nie lada wyzwanie i nie lada problem. Bo jak na razie ciągle będzie pod górkę, przynajmniej do pewnego czasu.
Ale już wkrótce wszystko się okaże.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Hihi, jak zawsze będę kibicować Draco! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Makowa Pani
http://upolowac-jelenia.blogspot.com/ << KLIK!
Zapraszam! :)
Nie no! Wiem, że to co teraz napiszę to grozby karalne
OdpowiedzUsuńAle do cholery jasnej GDZIE JEST NOTKAAAAAA ?????? WTFFFFFF
Zabiję cię normalnie dziewczyno !!!!!!
To co zrobiłaś, to jak przerwany orgazm xDDDD
BŁAGAM ;(((((