sobota, 28 listopada 2015

Wyblakły płomyczek.

Bólu z bólem nie powinno się
 nigdy przeciw sobie stawiać.
Każdy ból jest sam w sobie, jedyny.
 Wiesław Myśliwski



 - Proszę - podała kubek z gorącą kawą Harremu i usiadła obok niego.
 - Jak myślisz, gdyby trafiła do uzdrowiciela nic by się nie stało?
Hermiona pokręciła głową.  Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale nie mogła pozwolić by Harry zadręczał się tą myślą.  Teraz musiał całkowicie skupić się na Ginny.  
 - Nie.  Lekarze zrobili wszystko, co mogli, uzdrowiciel nie zrobiłby nic innego.
Czarnowłosy zacisnął oczy i nerwowo przeczesał palcami roztrzepane włosy.  
 - Gdybym ty..   tylko wrócił szybciej i…
 - Nie Harry - przerwała mu stanowczo - nic byś nie zrobił.  To nie twoja wina, rozumiesz?
Jego ciało zaczęło drgać, gdy ukrył twarz w dłoniach.  Płakał, a ona nie wiedziała, co powinna zrobić.  Więc po prostu go objęła.
 - Harry! – podniosła oczy i zauważyła Rona na końcu korytarza, który biegł w ich kierunku - Przepraszam, ale byłem w Norze.  
Wiedziała, że teraz najważniejszy jest Harry i Ginny, ale obojętność Rona zabolała ją.  Uciekał przed jej wzrokiem.  Zupełnie jakby jej nie zauważył, mimo, że siedziała naprzeciwko niego.  
Harry pokiwał głową i znowu zamknął oczy.  
Nastała cisza tak nienaturalna, że bolała ich wszystkich.  Nie wiedzieli, co powinni powiedzieć, bo byli świadomi, że żadne słowa nie przyniosą ulgi.  
Drzwi sali, na której leżała Ginny otworzyły się, a przed nimi stanął wysoki lekarz, ze zmartwieniem na twarzy, które ze wszystkich sił starał się ukryć.
 - Pańska żona jest jeszcze bardzo słaba, ale jej stan jest już stabilny.  Może pan na chwilę do niej wejść, ale proszę jej nie przemęczać.  
 - Dobrze - Harry pokiwał głową, ale nie wstał.  Nawet nie drgnął, tylko zaczął wpatrywać się w jakiś odległy punkt w ścianie.  Mężczyzna przez chwilę na nich patrzył, w końcu jednak jakby w zamyśleniu pokiwał głową i odszedł.
 - Harry?
 - Nie wiem, co mam jej powiedzieć - szepnął zrozpaczony - Nie wiem…
 - Posłuchaj Harry – chwyciła jego twarz w swoje dłonie, tak by na nią spojrzał - Ginny ciebie potrzebuje, rozumiesz?
Czarnowłosy pokiwał głową.
 - Wiem.
 - Więc pójdziesz tam, weźmiesz ją za rękę i powiesz to, co chciałbyś od niej usłyszeć, dobrze?
Czarnowłosy pokiwał głową poddając się jej słowom, podniósł się, wyrzucił kubek do kosza i chwycił za klamkę.  Zanim jednak otworzył drzwi odwrócił się do niej.
 - Dzięki Hermiono.


           Stanęła jak wryta, gdy zauważyła Rona.  On również zatrzymał się kilka kroków przed nią.  Spojrzała w jego oczy i nie zauważyła niczego znanego, zupełnie tak, jakby stał się innym człowiekiem, którego już nie obchodziła, choć przecież ciągle Ron tkwił w jej sercu.
 - Muszę iść do Kingsleya - powiedziała cicho i nie była pewna czy ją usłyszał, ale po chwili skinął głową.
 - Ja też do niego idę.  
Dlaczego miała wrażenie, że temperatura wzrosła? To napięcie, jakie się pojawiało, gdy zjawiał się w pobliżu coraz bardziej ją przygniatało.  Nie wiedząc, co więcej mogłaby powiedzieć skręciła w korytarz, w którym znajdował się gabinet Ministra, a Ron poszedł za nią.  Słyszała jego kroki, jego oddech, który jedynie pogłębiał panującą ciszę.  O tej porze w Ministerstwie panowały pustki.  Każdy wracał już do domu, do rodziny, a na nią czekały jedynie puste ściany.  I pudding od mamy, który co chwile obijał się w jej głowie.  Czy naprawdę zaczęła się już faza zachcianek?
 - Harry mówił, że jednak się przeprowadzasz - usłyszała jego pytanie i spojrzała na niego.
 - Tak, za dwa tygodnie.  Znalazłam mniejsze mieszkanie po drugiej stronie Londynu, bliżej Pokątnej.  
 - To dobrze.  Chyba.  
Otworzyła drzwi i weszli do środka.  
 - Och, nareszcie jesteście - zawołał Kingsley i wstał z krzesła - siadajcie.  A gdzie jest Harry?
Hermiona spojrzała ukradkiem na Rona, który zmarszczył brwi i również na nią patrzył jakby porozumiewawczo.  Wiedziała o czym myśli, ale jednocześnie nie potrafiła go do końca rozszyfrować.
 - Harrego nie będzie do końca tygodnia Kingsley.  Kazał ci przekazać, że ja z Ronem zajmiemy się prowadzonymi przez niego sprawami.
 - Dobrze.  Ale stało się coś?
 - Myślę Kingsley, że jeśli Harry będzie gotów, sam ci powie.  Proszę spróbuj zrozumieć.
Minister uniósł brwi, ale w końcu skinął głową.
 - Dobrze.  Ale gdyby coś, to możecie na mnie liczyć.  
Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi.
 - Wiemy.  A co to za sprawa, w której nas wezwałeś?
 - Ach tak - Kingsley ponownie usiadł, otworzył jedną z szuflad biurka i wyciągnął stertę pergaminów - To są dokumenty, które udało nam się odnaleźć w ostatniej ze skrytek.  Miałem już wczoraj przekazać je Harremu, ale nie mogłem się z nim skontaktować.  
 - Czego one dotyczą? - spytała podchodząc bliżej i biorąc część do ręki.
 - Tego nad czym pracowaliście Hermiono.  To listy śmierciożerców i ich procesów.  Mnóstwo informacji, które ktoś skopiował z naszego archiwum.  Musicie przejrzeć to wszystko i znaleźć coś, co pomoże w końcu złapać tych wariatów.  Kolejni śmierciożercy giną i nie wiadomo, co się z nimi stało.  
 - Robi się poważnie - stwierdził Ron - Chyba powinniśmy zacząć od zrobienia listy zaginionych i zastanowienia się czy jest cokolwiek, co ich łączy, oprócz tego, że byli śmierciożercami.  
 - Dobry pomysł.  Proszę zajmijcie się tym, bo ja mam pełne ręce roboty z półfinałem.  
Oboje skinęli głową.  Cóż innego im pozostało?


 - Jesteś jakiś inny - szepnęła i uniosła twarz by móc objąć go wzrokiem.
 - Inny?
 - Nieobecny - stwierdziła.  Pewnie miała rację, ale nie zamierzał jej tego przyznawać.
 - Jestem całkowicie obecny.  Przecież tu leżę.
Astoria zmrużyła brwi i wyciągnęła rękę po szklankę wody.
 - Wiesz, o co mi chodzi.  Dlaczego my zawsze musimy rozmawiać w łóżku? Może wybierzemy się gdzieś wieczorem? Do jakiegoś baru, albo klubu?
Wciągnął powietrze i zastanowił się, jak odpowiedzieć tak, by jej nie urazić i wykręcić się z planów, jakie pojawiły się w jej głowie.  
 - Umówiłem się już z Blaisem.  
 - Nie dasz rady się wykręcić? - pokręcił głową, na co Astoria westchnęła - szkoda.  Za tydzień wyjeżdżam.
 - Na ile? - spytał i podniósł się łóżka.  Nie miał nic przeciwko spędzeniu z nią nocy, ale była ósma rano, więc Astoria powinna już wyjść.  Jednak nie był durniem i nieczułym palantem, więc nie zamierzał powiedzieć jej tego wprost.  Więc, wiedząc, że kobiety są o wiele bardziej domyślne wstał i zaczął się ubierać, choć nigdy w sobotę przed dziesiątą nie zwlekał się z łóżka.  
 - Nie wiem.  Może na miesiąc, może krócej.  A co u rodziców?
 - W porządku - stwierdził trochę niecierpliwym tonem, ale Astorii nie udało mu się zwieść.
 - Jesteś bardzo rozmowny - stwierdziła z ironią.  
 - Siedzą gdzieś w Bułgarii - rzucił, jakby to nic dla niego nie znaczyło - I nie planują wracać.
 - A nie chcesz ich odwiedzić?
 - Nie mam na to czasu - wzruszył ramionami - Zresztą nie lubię tropików.
 - Bułgaria to nie tropiki.  
 - Nie ważne.  Posłuchaj… - podrapał się ze zdenerwowaniem po głowie - Muszę iść do… do Ministerstwa, więc…
 - W sobotę?
 - Yyyy tak, bo muszę… dokończyć pewną sprawę, więc sama rozumiesz…
Astoria spojrzała na niego z niedowierzaniem.
 - Mam sobie pójść?
 - No wiesz - mruknął zakładając spodnie - chyba, że chcesz tu zostać sama z Drożkiem.  A ostatnio temu skrzatowi zaczęło odbijać.  
 - Lepiej nie - warknęła cicho Astoria, zerwała się z łóżka i zaczęła ubierać - Kim ja w ogóle dla ciebie jestem? Przesyłką, którą rozpakowujesz wieczorem, a rano znowu rzucasz do worka i gdzieś odstawiasz?
Podrapał się po głowie widząc jej zdenerwowany wzrok.  Nie chciał, żeby ta sytuacja aż tak bardzo wymknęła się spod kontroli.  
 - Że co?
 - Kim ja dla ciebie jestem Draco? - spytała ponownie.  
 - Myślałem, że wyjaśniliśmy to sobie.  Żadnych zobowiązań, tylko…
 - Seks? - dokończyła za niego mniej złośliwym tonem.  Do jednej ręki wzięła sweter, drugą chwyciła torebkę i stanęła w drzwiach.
 - Nie o to mi chodziło, ale…
 - Ja jestem tym już zmęczona - znowu mu przerwała - Kiedy tu jestem, pamiętasz o mnie, bo jestem ci potrzebna, ale wystarczy, że wyjeżdżam, a zapominasz.  Jakbym nic się nie liczyła.
 - Astoria…
 - Nie Draco.  Zastanów się, czego chcesz, a jeśli to nie jestem ja, nie zawracaj mi więcej głowy.  Hogwart już się skończył, pora dorosnąć.


 - Granger, zaczekaj! – usłyszała za sobą jego wołanie i przystanęła.  Nie chciała z nim rozmawiać, ale ignorowanie go też nie było najlepszym pomysłem.
 - O co ci chodzi?
 - Chciałem tylko zapytać jak Potter i ta ruda… to znaczy Ginny, jak się czuje i czy wszystko… - zawahał się i wpatrywał się w nią jakoś tak prosząco, co ją z kolei wyprowadziło z równowagi.  Malfoy interesuje się Harrym? Niemożliwe.
 - Czemu cię to interesuje?
 - Czemu cię to tak dziwi? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a ona uniosła brwi z niedowierzaniem - Po prostu czasami lubię sobie poudawać, że coś mnie rusza.
 - Więc udawaj.  Ale sam, bo ja nie mam na to czasu - stwierdziła i odwróciła się by odejść, ale złapał ją za rękę.
 - Ja pytałem poważnie, Granger.
Uważnie zlustrowała go wzrokiem, chcąc dopatrzyć się tego, co widziała w nim dawniej.  Pogardy, wyższości, szowinizmu, fałszerstwa i egoizmu.  Ale w tej chwili jedyne, co mogła dostrzec to czystą szarość jego oczu.  Co było dziwne.  
 - Ginny jest w szpitalu, ale nic jej nie jest.  Dziecka nie… nie udało się uratować.  A Harry próbuje się jakoś trzymać - powiedziała cicho, po czym odwróciła się i odeszła, zostawiając go w tłumie.  


           Rodzinny dom.  Jej ostoja.  Idylla.  Miejsce, do którego zawsze mogła wrócić.  Tak jak teraz.
Siedziała w swoim pokoju i starała się zapamiętać każdy szczegół.  Zdjęcia koleżanek jeszcze z mugolskiej szkoły i ich wspólne zdjęcia z Hogwartu, Harry uśmiechający się do niej, do Rona, Ginny gdzieś w tle, Hagrid z Kłem i swoimi dyniami, Pani Weasley koło choinki i jej rodzice, uśmiechnięci, obejmujący się nawzajem, gdzieś pośrodku ona, zadowolona, szczęśliwa.  Książki na półkach, te magiczne i te mugolskie, stary kufer stojący w kącie, zepsute odważniki do eliksirów pod krzesłem, znoszona szata w szafie.  Jej cudowne, choć trudne życie.  A teraz? Co jej z tego zostało? Tylko te martwe, puste przedmioty.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich kobieta zupełnie niepodobna do swojej córki.  Zamiast burzy loków, miała proste, prawie czarne włosy, które zwykle nosiła ciasno spięte z tyłu głowy, była niezwykle niska, a jej błękitne oczy przypominały szum morza.  Można było się w nie zapatrzeć.
 - Chodź na dół Hermiono, zrobiłam herbatę.  
Dziewczyna uśmiechnęła się do niej blado i skinęła głową.
 - Za chwilkę mamo.
Kobieta uważnie przyjrzała się córce i usiadła obok niej.
 - Co się dzieje kochanie?
 - Nic - pokręciła głową - po prostu mam dużo pracy.  Trochę spraw się skomplikowało.
 - Chodzi ci o Rona? - spytała, wyciągając rękę i głaszcząc jej czule włosy.  
 - Nie mamo.  Z Ronem już koniec.  
 - Och córciu, na pewno jeszcze możecie się dogadać, przecież tak bardzo się kochacie, nie przekreślajcie tego, tylko dlatego, że daliście się ponieść złym emocjom i…
 - Jestem w ciąży - przerwała Hermiona, po czym na chwilę zapanowała cisza.  Nie miała odwagi oderwać wzroku od podłogi, wstyd, zażenowanie i gorycz którą czuła przytłaczały ją.  Po kilkunastu sekundach dodała - Ojcem nie jest Ron.
 - Och - westchnęła - A kto?
Przegryzła wargę zanim odpowiedziała.
 - Nie znasz.
 - A on chociaż o tym wie? - spytała mama i utkwiła w niej oczekujący wzrok, a Hermiona próbowała się nie rozpłakać.
 - Nie.  
 - Nie płacz kochanie - szepnęła, wyciągnęła ramię i mocno objęła córkę.
 - Boję się mamo - załkała Hermiona w jej rękaw - Bardzo się boję.  
 - Wiem, że się boisz.  Ale będziesz miała dziecko, to cudownie Hermiono.  Bycie mamą, to najlepsze, co mogło cię spotkać.  
Przygładziła czule jej włosy i pocałowała ją w czoło.
 - Ale ja nie chcę tego dziecka, nie teraz, kiedy jestem sama.  Nie mam rady - dodała jękliwym tonem i ukryła twarz w dłoniach.  
 - Wiem, ze dasz.  Zawsze z wszystkim sobie radziłaś, tak będzie i teraz.  


 - Przyniosłam ci kawę - postawiła przed Harrym kubek i usiadła obok niego.  Ron również tu był i siedział obok nich, ale nie zwracał na nią uwagi.  Może to dobrze?
 - Dzięki.
 - Jak Ginny?
 - Fizycznie dobrze.  Tak mówią lekarze, że jej stan fizyczny jest dobry.  Co to jest fizyka? - czarnowłosy zapytał nieodrywając wzroku od ściany.  Jego ramiona zwisały bezradnie, włosy sterczały w wszystkie strony, a podkrążone oczy mówiły wszystkim, ze potrzebują snu.  Ale Harry był uparty, jak zwykle i mimo zmęczenia i rozpaczy, jaka go ogarnęła nie ruszył się ze szpitala ani na krok.  
 - To taka mugolska nauka.  Kiedy Ginny wyjdzie ze szpitala?
 - Już jutro.
 - To chyba dobrze, prawda? - Chłopak tylko skinął głową i upił łyk gorącej kawy - Posłuchaj Harry, musisz iść do domu, umyć się, wyspać.
 - Nie ruszam się stąd - oznajmił stanowczo.
 - Ale zrozum, że nie możesz jej się tak pokazać, nie w takim stanie.  
 - A jakie to ma znaczenie?
Hermiona westchnęła ciężko.  Zaczynała odczuwać mdłości, więc szybko wrzuciła do ust kilka miętówek.  Ron wreszcie spojrzał na nią, i pokiwał głową, by wiedziała, że się z nią zgadza.  Musiała dwa razy odetchnąć, by zrozumieć ile to porozumienie dla niej znaczyło.  I jak nieważne było dla niego.
 - Ginny ma teraz tylko ciebie.  Musisz być silny dla niej, rozumiesz?
Przyjaciel spojrzał na nią, jakby rzeczywiście nie rozumiał jej słów.  
 - Hermiono…
 - Musisz się ogarnąć Harry, posprzątać mieszkanie.  Musisz Harry.
 - Ona ma rację stary, nie możesz tak się Ginny pokazać.  Ja tu z nią zostanę, a ty idź się chociaż wyśpij.  
 - Nie.  Mam tutaj czyste ubrania, pielęgniarka powiedziała, że mogę wziąć prysznic w szpitalu.  Nigdzie nie idę.
 - Harry…
 - Powiedziałam, że się stąd nie ruszam, Ron.  
Harry wydawał się wyjątkowo stanowczy, a jego upór jak i w niektórych sytuacjach, tak i teraz naprawdę ją zadziwiał i wiedziała, że ciężko będzie go przekonać.  Może to nawet było niemożliwe.
 - A mieszkanie? Przecież tam ciągle stoi łóżeczko, zabawki, butelki, Harry - jęknęła Hermiona - Naprawdę chcesz, żeby to wszystko było pierwszą rzeczą, jaką Ginny zobaczy? Trzeba to gdzieś chować.  
 - Nie, po prostu… - Harry zaczął się jąkać, a Hermiona, gdy patrzyła na jego rozpacz i bezradność ukrytą w tych zielonych oczach, czuła się tak, jakby ktoś również ją ranił - Ja też nie chcę tego widzieć.
 - Daj mi klucze, ja to zrobię.  
 - Naprawdę, mogłabyś?
 - Tak, tylko mi powiedz, gdzie mam wszystko pochować.  
Harry spróbował przygładzić włosy dłońmi, co oczywiście dało mizerny efekt i westchnął głęboko.  
 - Do piwnicy, na dole.  Albo nie, do pustego pokoju, tego naprzeciw salonu, dobrze? Ale ty nie dasz rady przenieść łóżeczka, nie możesz przecież dźwigać.
 - Harry - zaczęła, modląc się w duchu, by nie powiedział o jednego słowa za dużo.  Jeszcze tylko tego brakowałoby Ron dowiedział się o ciąży z Malfoyem tutaj, na tym szpitalnym korytarzu.  
 - Ja z nią pójdę - Ron wstał z krzesła i podszedł do niej - Wszystko posprzątamy, ale ty stary naprawdę się ogarnij wreszcie.


 - Zawsze podobał mi się ten dom - powiedziała, zanim zdążyła się nad tym zastanowić, a Ron przyjrzał się jej uważnie, po czym bez słowa otworzył przed nią bramkę.  
 - Pamiętasz tą imprezę, tuż po tym, jak go kupili? Z Georgem i Percym? Percy to mruk, ale napił się za dużo Ognistej i zaczęło mu odbijać i… - zawahał się, nie chciał powiedzieć za dużo.
 - Pamiętam - Hermiona odparła z uśmiechem.
 - Wtedy wszystko wydawało się proste - stwierdził z nostalgią w głosie i tęsknotą, którą ona również poczuła.  Bo zdała sobie sprawę, że tęskni za tym wszystkim, co minęło i tym, co stracili.
 - Wszystko?
Przekręcił klucz i ponownie otworzył przed nią drzwi.  
 - No wiesz, przyjaźń, praca, po prostu życie było jakby łatwiejsze.
 - Może i tak - szepnęła.  Zdała sobie sprawę, że stoi dokładnie naprzeciw niego i dzielą ich jedynie trzy kroki, które oboje mogliby pokonać w niecałą sekundę.  Gdyby tylko chcieli.  Gdyby to tylko było możliwe - Przepraszam, że to wszystko zniszczyłam.
 - Oboje to zniszczyliśmy.  
Ciągle tkwili przy drzwiach w domu Ginny i Harrego, co było idiotyczne, ale nie dbała o to.
Czuła się dziwnie, gdy tak stali naprzeciw siebie, związani spojrzeniem i tym, co kiedyś ich łączyło i zastanawiała się, kto pierwszy przerwie tą chwilę.  Ona nie chciała tego robić.
 - Nie, ty nie.
 - To już nieważne - odwrócił od niej i ten moment, który był cieniem tego, co ich łączyło urwał się - Miejmy to już z głowy.
Ron poszedł do ich sypialni, a Hermiona jeszcze przez chwilę stała w przedpokoju i starała się powstrzymać łzy.  Wiedziała, że tego, co między nimi było nie da się już odbudować, więc dlaczego aż tak zabolał ją fakt, że Ron też w końcu zdał sobie z tego sprawę?
Kiedy weszła do sypialni Harrego i Ginny, Ron zdążył już przesunąć łóżeczko na środek pokoju.
 - Poczekaj, pomogę ci.  
 - Gdzie mamy je przenieść?
 - Do pokoju, naprzeciw salonu.
 - Jasne, damy radę.
Razem przelewitowali łóżeczko do pustego pomieszczenia, później przynieśli jeszcze miśki porozstawiane na półkach i wózek stojący w kącie, w korytarzu.
Potem Ron stwierdził, że pójdzie wykosić trawnik, a ona zaczęła sprzątać kuchnię.  Harry był tu pewnie raz, albo dwa, odkąd Ginny znalazła się w szpitalu, ale to wystarczyło by wszystko było w totalnym nieładzie.
Kiedy kończyła myć naczynia w drzwiach stanął Ron.
 - Skończyłem.
 - Ja prawie też, jeszcze tylko pięć minut.
 - Mogę cię o coś zapytać? - Hermiona zamarła i nie miała odwagi by na niego spojrzeć, więc tylko kiwnęła głową.
 - Oczywiście.
 - Pokłóciłaś się z Ginny?
 - Dlaczego tak sądzisz?
 - Bo od tygodnia codziennie jesteś w szpitalu, ale jeszcze ani razu nie weszłaś do jej sali.
Co miała mu powiedzieć? Że to prawda? Że pokłóciła się z Ginny o niego i o to, co mu zrobiła? Miała mu wyznać całą prawdę, właśnie tutaj? Zaczęła się zastanawiać czy Ron zawsze był taki domyślny, czy zmienił się po tym, jak go zraniła.  
 - Miałyśmy taką… małą sprzeczkę.  Po prostu nie chcę jej teraz denerwować.
Widziała jak nieznacznie mruży oczy i zastanawiała się, czy będzie drążyć temat.  Nie miała pojęcia, co więcej mogłaby mu powiedzieć.  
Podjęła już decyzję, że na razie nic nie powie o niczym Malfoyowi, dopóki sama się z tym wszystkim nie upora, ale Ron? Przez tyle lat był jedną z najbliższych jej osób, i choć stało się tak, jak się stało, źle się czuła okłamując go.
 - Jasne.  Wiesz, myślałem, że znowu zostanę wujkiem, a nawet miałem nadzieję, że wybiorą mnie na ojca chrzestnego.
 - Też na to stawiałam.
 - Pewnie bylibyśmy razem.
 - Razem?
Ron podrapał się w roztargnieniu po głowie.
 - Rodzicami chrzestnymi.  O to mi chodziło.
 - Tak wiem - powiedziała i zaczęła wycierać szafki.  
Przez chwilę zapanowała cisza, a Hermiona czuła na sobie jego wzrok, kiedy wycierała suche naczynia i układała je w szafce, przez co czuła się trochę nieswojo, co ją zabolało.  Minęło już tyle czasu, odkąd się rozstali, a ona ciągle nie mogła pogodzić się z tym jak tak zupełnie nagle, stali się dla siebie całkiem obcy.
 - Mogę ci pomóc, jeśli chcesz.
 - Już kończę, nie musisz.
 - Nie o tym mówiłem.  Mogę ci pomóc przy przeprowadzce.  
Zdziwiły ją jego słowa i przez chwilę zastanawiała, czy aby się nie przesłyszała.  Ale wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
 - Czemu?
 - Co czemu?
 - Nie jesteś mi nic winien Ron - szepnęła cicho i pochwyciła jego spojrzenie.
 - Wiem.
 - Więc czemu?
Ron przez chwilę rozmyślał nad odpowiedzią.
 - Ile już się znamy?
Zmrużyła oczy, zastanawiając się, do czego dąży.
 - Dziesięć lat.
 - Sześć lat się przyjaźniliśmy, cztery lata byliśmy razem, w tym ponad dwa lata razem mieszkaliśmy.  To wszystko nic już dla ciebie nie znaczy?
Zatkało ją.  Dosłownie.  Bo Ron miał rację, a Hermiona była na siebie zła, że pomyślała, że mogłoby być inaczej.  
 - Oczywiście, że znaczy.  
 - Właśnie dlatego chcę ci pomóc.
Ta chwila, która urwała się w przedpokoju znowu wróciła i znowu ich połączyła.
 - W piątek o czternastej?
Uśmiechnął się i pokiwał głową, a Hermiona poczuła się o niebo lepiej.


         Czuła się beznadziejnie.  Miała nadzieję, że przysłowiowe poranne mdłości będą dokuczały jej tylko rankiem, tymczasem było już południe, a jej żołądek ciągle był na karuzeli.
 - Jak tam współpraca z departamentem magicznych gier i sportów? - zapytała Jenny, która ze zdenerwowaniem przewracała pergaminy leżące na regałach.
 - Beznadziejnie.  Po prostu beznadziejnie - warknęła - mają tam jeszcze większy bajzel niż my tutaj.
 - Serio? - uniosła brwi obejmując wzrokiem zwoje pergaminów, papierów, kałamarzy, które stały dosłownie wszędzie.  Choć uwielbiała porządek nigdy nie udało jej się go zaprowadzić w gabinecie.
 - Och, nie chodzi mi o taki bajzel.  Miałam na myśli bałagan z ludźmi.  Gość, ten blondyn, z którym ty zaczęłaś współpracować przeniósł się do jakiegoś innego zadania, a mi dali totalnego idiotę i do tej pory nie mam pojęcia jakim cudem skończył Hogwart.
 - Oj nie przesadzaj - wzięła do ust kolejną miętówkę, mając nadzieję, że to pomoże jej opanować helikoptery w żołądku.
 - Nie przesadzaj? – Jen spojrzała na nią ze złością z irytacją w oczach - Nie przesadzam! Ty mnie w to wrobiłaś, a teraz ja muszę się z tym użerać.  Naprawdę wolałam wypełniać te cholerne raporty!
 - Przepraszam cię, ale nie mogę zajmować się wszystkim! Wiesz, że Kingsley powierzył mi i Harremu zadanie, którym musimy się zająć, na dodatek muszę odwalać czarną robotę za Herrisa, więc naprawdę nie mam czasu…
 - Oj, daj już spokój Hermiono.  W końcu jesteś jego zastępcą, więc twoim obowiązkiem jest robienie wszystkiego za niego.  Skoro to ponad twoje siły, to po co przyjmowałaś tą posadę?
Spojrzenie Jen przeniknęło Hermionę i zmroziło ją tak, że zamarła.  Jen nigdy nie była przeciwko niej.  Odkąd zaczęły współpracować zawsze bardzo dobrze się dogadywały i choć nie łączyła ich wielka przyjaźń, to wiedziała, że mogą obie na sobie polegać.  Czyżby teraz miało zmienić się również to? Nie chciała powiedzieć nic złego i gdyby wiedziała, że Jen tak zinterpretuje jej słowa, nie powiedziałaby tego.  
 - Nie o to mi chodziło, po prostu chciałam…
 - Muszę już iść, Hermiono - powiedziała i wyszła.  Tak po prostu wyszła, zanim Hermiona zdążyłaby cokolwiek powiedzieć na swoje usprawiedliwienie.
Pięknie, tylko tego jej brakowało.  To był naprawdę cudowny dzień, więc dlaczego nie miała na jego koniec ponieść kolejnych strat?
Westchnęła wpychając kolejną miętówkę do ust. Kiedy to wreszcie ustanie?
Wzięła do ręki listę informacji, które wypłynęły z Ministerstwa i zaczęła porównywać je z oryginałami dokumentów w tej sprawie, kiedy drzwi znowu się otworzyły.
 - Och Jen, przepraszam cię, za to co powiedziałam, nie chciałam…
 - Czego nie chciałaś Granger? - Malfoy wysunął się zza drzwi, a ona wytrzeszczyła na niego oczy.  Czym aż tak zawiniła wszechświatowi, że nie zasługiwała choć na chwilę spokoju?
 - Co ty tu robisz?
 - Przyszedłem na przesłuchanie.
 - Co proszę?
Draco zamknął za sobą drzwi, chwycił krzesło i usiadł naprzeciw niej po drugiej stronie biurka.
 - Kingsley stwierdził, że mogę być wam potrzebny.
Nie miała pojęcia, o co mu chodzi i chciała tylko by wyszedł i zostawił ją samą.  Dlaczego Malfoy nie mógł tak po prostu zniknąć z jej życia? Jego ponowne pojawienie się wszystko zniszczyło.
 - Nam?
 - Tobie, rudemu i Potterowi.
 - Włączasz to na zawołanie, czy nie masz nad tym kontroli?
Zmrużył oczy na jej słowa zupełnie nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
 - Co?
 - Kretynizm, cynizm i złośliwość.
Zaśmiał się pod nosem i uniósł brwi, co ją wkurzyło.
 - Możesz się nad tym zastanawiać do woli.
 - Nie mam ochoty - warknęła, patrząc na niego ze złością w oczach.  
 - Twój wybór.  
 - Czego chcesz Malfoy? Próbuję pracować.
 - Właśnie po to przyszedłem - rozsiadł się wygodniej na krześle i obserwował złość w jej oczach.
 - Nie bardzo rozumiem.
 - Och Granger, Granger – pokręcił z politowaniem głową - Może w tym problem, za mało rozumiesz.
 - Możesz mi wyjaśnić?
 - Oczywiście, widzisz, Kingsley stwierdził, że z uwagi na moje znajomości ze śmierciożercami mogę się wam do czegoś przydać.
 - Żartujesz.  Powiedz, że żartujesz.
Malfoy uśmiechnął się, przyciągnął krzesło bliżej biurka i pochylił się tak, że dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów.  
 - Nie żartuję.  


7 komentarzy:

  1. Chce więcej scen Draco-Hermiona :(
    Fajny rozdział! Coś mi mówi,ze Ron wybacza i będzie chciał coś z Herm znowu.
    Biedna Gin...chyba juz to pisałam poprzednim razem.. idk...

    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak o to po miesiącach poszukiwań znalazłam bloga! I smutno mi, ze nic nie było dodawane :(

      Planujesz skonczyc? :D

      Usuń
  2. Podobało mi się ☺ miałam wielka nadzieje ze może jednak w tym rozdziale powiadomisz Rona i Draco o ciąży Hermiony ale jakoś obeszłam się ze smakiem. Mam nadzieje ze kolejny rozdział pojawi się wcześniej.
    Pozdrawiam! ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, zawsze obiecuję, że coś napiszę ale jakoś ciągle brak mi czasu. Jak widzisz rozdział dopiero czytam teraz. Jako, że przeczytałam parę opowiadań tego typu jestem dosyć wybredna. A Twoje opowiadanie przypadło mi wyjątkowo do gustu. Piszesz, oczywiście moim skromnym zdaniem, lekko i przyjemnie się to czyta. No i człowiek ma ciągły niedosyt po zakończeniu kolejnego rozdziału :) Czekam z niecierpliwością na next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
    www.misty-symphony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej muszę się przyznać że przeczytałam wszystko jednym tchem .Pierwszy raz trafiłam na takie opowiadanie i bardzo się ciesze z tego:D Kiedy obejrzałam film ostatnią część to miałam ochotę wiedzieć więcej ,co dalej ,jak to będzie. I proszę. . .Bardzo mi się podoba to co piszesz ,możesz być pewna że będę dalej śledzić twojego bloga :D Oczywiście urzekłaś mnie Draco bo mimo tego że był tym złym to i tak go lubiłam :) Piszesz tak fajnie że nie odeszłam od laptopa dopóki wszystkiego nie przeczytałam i tu jeszcze takie świetne zakończenie rozdziału .Błagam o więcej jak najszybciej :)
    A i bym zapomniała :D ZAPRASZAM na swojego bloga : opowiadanieodlisicy.blogspot.com
    Mam nadzieję że wpadniesz i zostawisz po sobie ślad :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej hej hej :) z przyjemnością pragnę poinformować, że wracam do blogosfery :D
    Reaktywacja http://hogwartmynewschool-drastine.blogspot.com/ już nastąpiła :D
    Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział pt.: "Niech się wstydzi ten, kto widzi" oraz do zakładki "Występują" gdzie przedstawieni są bohaterowie :)
    Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za spam
    Annabeth
    PS. Gdy przeczytam wszystkie rozdziały, zostawię komentarz z opinia ;)

    OdpowiedzUsuń