Bólu z bólem nie powinno się
nigdy przeciw sobie stawiać.
Każdy ból jest sam w sobie, jedyny.
Wiesław Myśliwski
- Proszę - podała
kubek z gorącą kawą Harremu i usiadła obok niego.
- Jak myślisz, gdyby
trafiła do uzdrowiciela nic by się nie stało?
Hermiona pokręciła głową. Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale nie
mogła pozwolić by Harry zadręczał się tą myślą. Teraz musiał całkowicie skupić się na Ginny.
- Nie. Lekarze zrobili wszystko, co mogli, uzdrowiciel
nie zrobiłby nic innego.
Czarnowłosy zacisnął oczy i nerwowo przeczesał palcami
roztrzepane włosy.
- Gdybym ty.. tylko wrócił szybciej i…
- Nie Harry - przerwała
mu stanowczo - nic byś nie zrobił. To
nie twoja wina, rozumiesz?
Jego ciało zaczęło drgać, gdy ukrył twarz w dłoniach. Płakał, a ona nie wiedziała, co powinna zrobić.
Więc po prostu go objęła.
- Harry! –
podniosła oczy i zauważyła Rona na końcu korytarza, który biegł w ich kierunku
- Przepraszam, ale byłem w Norze.
Wiedziała, że teraz najważniejszy jest Harry i Ginny, ale
obojętność Rona zabolała ją. Uciekał
przed jej wzrokiem. Zupełnie jakby jej
nie zauważył, mimo, że siedziała naprzeciwko niego.
Harry pokiwał głową i znowu zamknął oczy.
Nastała cisza tak nienaturalna, że bolała ich wszystkich.
Nie wiedzieli, co powinni powiedzieć, bo
byli świadomi, że żadne słowa nie przyniosą ulgi.
Drzwi sali, na której leżała Ginny otworzyły się, a przed
nimi stanął wysoki lekarz, ze zmartwieniem na twarzy, które ze wszystkich sił
starał się ukryć.
- Pańska żona jest
jeszcze bardzo słaba, ale jej stan jest już stabilny. Może pan na chwilę do niej wejść, ale proszę
jej nie przemęczać.
- Dobrze - Harry
pokiwał głową, ale nie wstał. Nawet nie
drgnął, tylko zaczął wpatrywać się w jakiś odległy punkt w ścianie. Mężczyzna przez chwilę na nich patrzył, w
końcu jednak jakby w zamyśleniu pokiwał głową i odszedł.
- Harry?
- Nie wiem, co mam
jej powiedzieć - szepnął zrozpaczony - Nie wiem…
- Posłuchaj Harry
– chwyciła jego twarz w swoje dłonie, tak by na nią spojrzał - Ginny ciebie
potrzebuje, rozumiesz?
Czarnowłosy pokiwał głową.
- Wiem.
- Więc pójdziesz
tam, weźmiesz ją za rękę i powiesz to, co chciałbyś od niej usłyszeć, dobrze?
Czarnowłosy pokiwał głową poddając się jej słowom, podniósł
się, wyrzucił kubek do kosza i chwycił za klamkę. Zanim jednak otworzył drzwi odwrócił się do
niej.
- Dzięki Hermiono.
Stanęła jak wryta, gdy zauważyła Rona. On również zatrzymał się kilka kroków przed
nią. Spojrzała w jego oczy i nie
zauważyła niczego znanego, zupełnie tak, jakby stał się innym człowiekiem, którego
już nie obchodziła, choć przecież ciągle Ron tkwił w jej sercu.
- Muszę iść do
Kingsleya - powiedziała cicho i nie była pewna czy ją usłyszał, ale po chwili
skinął głową.
- Ja też do niego
idę.
Dlaczego miała wrażenie, że temperatura wzrosła? To napięcie,
jakie się pojawiało, gdy zjawiał się w pobliżu coraz bardziej ją przygniatało. Nie wiedząc, co więcej mogłaby powiedzieć
skręciła w korytarz, w którym znajdował się gabinet Ministra, a Ron poszedł za
nią. Słyszała jego kroki, jego oddech, który
jedynie pogłębiał panującą ciszę. O tej
porze w Ministerstwie panowały pustki. Każdy wracał już do domu, do rodziny, a na nią
czekały jedynie puste ściany. I pudding
od mamy, który co chwile obijał się w jej głowie. Czy naprawdę zaczęła się już faza zachcianek?
- Harry mówił, że
jednak się przeprowadzasz - usłyszała jego pytanie i spojrzała na niego.
- Tak, za dwa
tygodnie. Znalazłam mniejsze mieszkanie
po drugiej stronie Londynu, bliżej Pokątnej.
- To dobrze. Chyba.
Otworzyła drzwi i weszli do środka.
- Och, nareszcie
jesteście - zawołał Kingsley i wstał z krzesła - siadajcie. A gdzie jest Harry?
Hermiona spojrzała ukradkiem na Rona, który zmarszczył
brwi i również na nią patrzył jakby porozumiewawczo. Wiedziała o czym myśli, ale jednocześnie nie
potrafiła go do końca rozszyfrować.
- Harrego nie
będzie do końca tygodnia Kingsley. Kazał
ci przekazać, że ja z Ronem zajmiemy się prowadzonymi przez niego sprawami.
- Dobrze. Ale stało się coś?
- Myślę Kingsley, że
jeśli Harry będzie gotów, sam ci powie. Proszę spróbuj zrozumieć.
Minister uniósł brwi, ale w końcu skinął głową.
- Dobrze. Ale gdyby coś, to możecie na mnie liczyć.
Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Wiemy. A co to za sprawa, w której nas wezwałeś?
- Ach tak - Kingsley
ponownie usiadł, otworzył jedną z szuflad biurka i wyciągnął stertę pergaminów
- To są dokumenty, które udało nam się odnaleźć w ostatniej ze skrytek. Miałem już wczoraj przekazać je Harremu, ale
nie mogłem się z nim skontaktować.
- Czego one
dotyczą? - spytała podchodząc bliżej i biorąc część do ręki.
- Tego nad czym
pracowaliście Hermiono. To listy
śmierciożerców i ich procesów. Mnóstwo informacji,
które ktoś skopiował z naszego archiwum. Musicie przejrzeć to wszystko i znaleźć coś, co
pomoże w końcu złapać tych wariatów. Kolejni śmierciożercy giną i nie wiadomo, co
się z nimi stało.
- Robi się
poważnie - stwierdził Ron - Chyba powinniśmy zacząć od zrobienia listy
zaginionych i zastanowienia się czy jest cokolwiek, co ich łączy, oprócz tego, że
byli śmierciożercami.
- Dobry pomysł. Proszę zajmijcie się tym, bo ja mam pełne ręce
roboty z półfinałem.
Oboje skinęli głową. Cóż innego im pozostało?
- Jesteś jakiś
inny - szepnęła i uniosła twarz by móc objąć go wzrokiem.
- Inny?
- Nieobecny - stwierdziła.
Pewnie miała rację, ale nie zamierzał
jej tego przyznawać.
- Jestem
całkowicie obecny. Przecież tu leżę.
Astoria zmrużyła brwi i wyciągnęła rękę po szklankę wody.
- Wiesz, o co mi
chodzi. Dlaczego my zawsze musimy
rozmawiać w łóżku? Może wybierzemy się gdzieś wieczorem? Do jakiegoś baru, albo
klubu?
Wciągnął powietrze i zastanowił się, jak odpowiedzieć tak,
by jej nie urazić i wykręcić się z planów, jakie pojawiły się w jej głowie.
- Umówiłem się już
z Blaisem.
- Nie dasz rady
się wykręcić? - pokręcił głową, na co Astoria westchnęła - szkoda. Za tydzień wyjeżdżam.
- Na ile? - spytał
i podniósł się łóżka. Nie miał nic
przeciwko spędzeniu z nią nocy, ale była ósma rano, więc Astoria powinna już
wyjść. Jednak nie był durniem i
nieczułym palantem, więc nie zamierzał powiedzieć jej tego wprost. Więc, wiedząc, że kobiety są o wiele bardziej
domyślne wstał i zaczął się ubierać, choć nigdy w sobotę przed dziesiątą nie
zwlekał się z łóżka.
- Nie wiem. Może na miesiąc, może krócej. A co u rodziców?
- W porządku - stwierdził
trochę niecierpliwym tonem, ale Astorii nie udało mu się zwieść.
- Jesteś bardzo
rozmowny - stwierdziła z ironią.
- Siedzą gdzieś w
Bułgarii - rzucił, jakby to nic dla niego nie znaczyło - I nie planują wracać.
- A nie chcesz ich
odwiedzić?
- Nie mam na to
czasu - wzruszył ramionami - Zresztą nie lubię tropików.
- Bułgaria to nie
tropiki.
- Nie ważne. Posłuchaj… - podrapał się ze zdenerwowaniem po
głowie - Muszę iść do… do Ministerstwa, więc…
- W sobotę?
- Yyyy tak, bo
muszę… dokończyć pewną sprawę, więc sama rozumiesz…
Astoria spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Mam sobie pójść?
- No wiesz - mruknął
zakładając spodnie - chyba, że chcesz tu zostać sama z Drożkiem. A ostatnio temu skrzatowi zaczęło odbijać.
- Lepiej nie - warknęła
cicho Astoria, zerwała się z łóżka i zaczęła ubierać - Kim ja w ogóle dla
ciebie jestem? Przesyłką, którą rozpakowujesz wieczorem, a rano znowu rzucasz
do worka i gdzieś odstawiasz?
Podrapał się po głowie widząc jej zdenerwowany wzrok. Nie chciał, żeby ta sytuacja aż tak bardzo
wymknęła się spod kontroli.
- Że co?
- Kim ja dla
ciebie jestem Draco? - spytała ponownie.
- Myślałem, że
wyjaśniliśmy to sobie. Żadnych
zobowiązań, tylko…
- Seks? - dokończyła
za niego mniej złośliwym tonem. Do
jednej ręki wzięła sweter, drugą chwyciła torebkę i stanęła w drzwiach.
- Nie o to mi
chodziło, ale…
- Ja jestem tym
już zmęczona - znowu mu przerwała - Kiedy tu jestem, pamiętasz o mnie, bo
jestem ci potrzebna, ale wystarczy, że wyjeżdżam, a zapominasz. Jakbym nic się nie liczyła.
- Astoria…
- Nie Draco. Zastanów się, czego chcesz, a jeśli to nie
jestem ja, nie zawracaj mi więcej głowy. Hogwart już się skończył, pora dorosnąć.
- Granger, zaczekaj!
– usłyszała za sobą jego wołanie i przystanęła. Nie chciała z nim rozmawiać, ale ignorowanie
go też nie było najlepszym pomysłem.
- O co ci chodzi?
- Chciałem tylko
zapytać jak Potter i ta ruda… to znaczy Ginny, jak się czuje i czy wszystko… - zawahał
się i wpatrywał się w nią jakoś tak prosząco, co ją z kolei wyprowadziło z
równowagi. Malfoy interesuje się Harrym?
Niemożliwe.
- Czemu cię to
interesuje?
- Czemu cię to tak
dziwi? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a ona uniosła brwi z niedowierzaniem
- Po prostu czasami lubię sobie poudawać, że coś mnie rusza.
- Więc udawaj. Ale sam, bo ja nie mam na to czasu - stwierdziła
i odwróciła się by odejść, ale złapał ją za rękę.
- Ja pytałem
poważnie, Granger.
Uważnie zlustrowała go wzrokiem, chcąc dopatrzyć się tego,
co widziała w nim dawniej. Pogardy, wyższości,
szowinizmu, fałszerstwa i egoizmu. Ale w
tej chwili jedyne, co mogła dostrzec to czystą szarość jego oczu. Co było dziwne.
- Ginny jest w
szpitalu, ale nic jej nie jest. Dziecka
nie… nie udało się uratować. A Harry
próbuje się jakoś trzymać - powiedziała cicho, po czym odwróciła się i odeszła,
zostawiając go w tłumie.
Rodzinny dom. Jej
ostoja. Idylla. Miejsce, do którego zawsze mogła wrócić. Tak jak teraz.
Siedziała w swoim pokoju i starała się zapamiętać każdy
szczegół. Zdjęcia koleżanek jeszcze z
mugolskiej szkoły i ich wspólne zdjęcia z Hogwartu, Harry uśmiechający się do
niej, do Rona, Ginny gdzieś w tle, Hagrid z Kłem i swoimi dyniami, Pani Weasley
koło choinki i jej rodzice, uśmiechnięci, obejmujący się nawzajem, gdzieś
pośrodku ona, zadowolona, szczęśliwa. Książki na półkach, te magiczne i te mugolskie,
stary kufer stojący w kącie, zepsute odważniki do eliksirów pod krzesłem, znoszona
szata w szafie. Jej cudowne, choć trudne
życie. A teraz? Co jej z tego zostało?
Tylko te martwe, puste przedmioty.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich kobieta zupełnie
niepodobna do swojej córki. Zamiast
burzy loków, miała proste, prawie czarne włosy, które zwykle nosiła ciasno
spięte z tyłu głowy, była niezwykle niska, a jej błękitne oczy przypominały
szum morza. Można było się w nie
zapatrzeć.
- Chodź na dół
Hermiono, zrobiłam herbatę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niej blado i skinęła głową.
- Za chwilkę mamo.
Kobieta uważnie przyjrzała się córce i usiadła obok niej.
- Co się dzieje
kochanie?
- Nic - pokręciła
głową - po prostu mam dużo pracy. Trochę
spraw się skomplikowało.
- Chodzi ci o
Rona? - spytała, wyciągając rękę i głaszcząc jej czule włosy.
- Nie mamo. Z Ronem już koniec.
- Och córciu, na
pewno jeszcze możecie się dogadać, przecież tak bardzo się kochacie, nie
przekreślajcie tego, tylko dlatego, że daliście się ponieść złym emocjom i…
- Jestem w ciąży -
przerwała Hermiona, po czym na chwilę zapanowała cisza. Nie miała odwagi oderwać wzroku od podłogi, wstyd,
zażenowanie i gorycz którą czuła przytłaczały ją. Po kilkunastu sekundach dodała - Ojcem nie
jest Ron.
- Och - westchnęła
- A kto?
Przegryzła wargę zanim odpowiedziała.
- Nie znasz.
- A on chociaż o
tym wie? - spytała mama i utkwiła w niej oczekujący wzrok, a Hermiona próbowała
się nie rozpłakać.
- Nie.
- Nie płacz
kochanie - szepnęła, wyciągnęła ramię i mocno objęła córkę.
- Boję się mamo - załkała
Hermiona w jej rękaw - Bardzo się boję.
- Wiem, że się
boisz. Ale będziesz miała dziecko, to
cudownie Hermiono. Bycie mamą, to najlepsze,
co mogło cię spotkać.
Przygładziła czule jej włosy i pocałowała ją w czoło.
- Ale ja nie chcę
tego dziecka, nie teraz, kiedy jestem sama. Nie mam rady - dodała jękliwym tonem i ukryła
twarz w dłoniach.
- Wiem, ze dasz. Zawsze z wszystkim sobie radziłaś, tak będzie
i teraz.
- Przyniosłam ci
kawę - postawiła przed Harrym kubek i usiadła obok niego. Ron również tu był i siedział obok nich, ale
nie zwracał na nią uwagi. Może to
dobrze?
- Dzięki.
- Jak Ginny?
- Fizycznie dobrze.
Tak mówią lekarze, że jej stan fizyczny
jest dobry. Co to jest fizyka? - czarnowłosy
zapytał nieodrywając wzroku od ściany. Jego ramiona zwisały bezradnie, włosy
sterczały w wszystkie strony, a podkrążone oczy mówiły wszystkim, ze potrzebują
snu. Ale Harry był uparty, jak zwykle i
mimo zmęczenia i rozpaczy, jaka go ogarnęła nie ruszył się ze szpitala ani na
krok.
- To taka mugolska
nauka. Kiedy Ginny wyjdzie ze szpitala?
- Już jutro.
- To chyba dobrze,
prawda? - Chłopak tylko skinął głową i upił łyk gorącej kawy - Posłuchaj Harry,
musisz iść do domu, umyć się, wyspać.
- Nie ruszam się
stąd - oznajmił stanowczo.
- Ale zrozum, że
nie możesz jej się tak pokazać, nie w takim stanie.
- A jakie to ma
znaczenie?
Hermiona westchnęła ciężko. Zaczynała odczuwać mdłości, więc szybko
wrzuciła do ust kilka miętówek. Ron
wreszcie spojrzał na nią, i pokiwał głową, by wiedziała, że się z nią zgadza. Musiała dwa razy odetchnąć, by zrozumieć ile
to porozumienie dla niej znaczyło. I jak
nieważne było dla niego.
- Ginny ma teraz
tylko ciebie. Musisz być silny dla niej,
rozumiesz?
Przyjaciel spojrzał na nią, jakby rzeczywiście nie
rozumiał jej słów.
- Hermiono…
- Musisz się
ogarnąć Harry, posprzątać mieszkanie. Musisz Harry.
- Ona ma rację
stary, nie możesz tak się Ginny pokazać. Ja tu z nią zostanę, a ty idź się chociaż
wyśpij.
- Nie. Mam tutaj czyste ubrania, pielęgniarka
powiedziała, że mogę wziąć prysznic w szpitalu. Nigdzie nie idę.
- Harry…
- Powiedziałam, że
się stąd nie ruszam, Ron.
Harry wydawał się wyjątkowo stanowczy, a jego upór jak i
w niektórych sytuacjach, tak i teraz naprawdę ją zadziwiał i wiedziała, że
ciężko będzie go przekonać. Może to
nawet było niemożliwe.
- A mieszkanie?
Przecież tam ciągle stoi łóżeczko, zabawki, butelki, Harry - jęknęła Hermiona -
Naprawdę chcesz, żeby to wszystko było pierwszą rzeczą, jaką Ginny zobaczy?
Trzeba to gdzieś chować.
- Nie, po prostu…
- Harry zaczął się jąkać, a Hermiona, gdy patrzyła na jego rozpacz i bezradność
ukrytą w tych zielonych oczach, czuła się tak, jakby ktoś również ją ranił - Ja
też nie chcę tego widzieć.
- Daj mi klucze, ja
to zrobię.
- Naprawdę, mogłabyś?
- Tak, tylko mi
powiedz, gdzie mam wszystko pochować.
Harry spróbował przygładzić włosy dłońmi, co oczywiście
dało mizerny efekt i westchnął głęboko.
- Do piwnicy, na
dole. Albo nie, do pustego pokoju, tego
naprzeciw salonu, dobrze? Ale ty nie dasz rady przenieść łóżeczka, nie możesz
przecież dźwigać.
- Harry - zaczęła,
modląc się w duchu, by nie powiedział o jednego słowa za dużo. Jeszcze tylko tego brakowałoby Ron dowiedział
się o ciąży z Malfoyem tutaj, na tym szpitalnym korytarzu.
- Ja z nią pójdę -
Ron wstał z krzesła i podszedł do niej - Wszystko posprzątamy, ale ty stary
naprawdę się ogarnij wreszcie.
- Zawsze podobał
mi się ten dom - powiedziała, zanim zdążyła się nad tym zastanowić, a Ron
przyjrzał się jej uważnie, po czym bez słowa otworzył przed nią bramkę.
- Pamiętasz tą
imprezę, tuż po tym, jak go kupili? Z Georgem i Percym? Percy to mruk, ale
napił się za dużo Ognistej i zaczęło mu odbijać i… - zawahał się, nie chciał
powiedzieć za dużo.
- Pamiętam - Hermiona
odparła z uśmiechem.
- Wtedy wszystko
wydawało się proste - stwierdził z nostalgią w głosie i tęsknotą, którą ona
również poczuła. Bo zdała sobie sprawę, że
tęskni za tym wszystkim, co minęło i tym, co stracili.
- Wszystko?
Przekręcił klucz i ponownie otworzył przed nią drzwi.
- No wiesz, przyjaźń,
praca, po prostu życie było jakby łatwiejsze.
- Może i tak - szepnęła.
Zdała sobie sprawę, że stoi dokładnie
naprzeciw niego i dzielą ich jedynie trzy kroki, które oboje mogliby pokonać w
niecałą sekundę. Gdyby tylko chcieli. Gdyby to tylko było możliwe - Przepraszam, że
to wszystko zniszczyłam.
- Oboje to
zniszczyliśmy.
Ciągle tkwili przy drzwiach w domu Ginny i Harrego, co
było idiotyczne, ale nie dbała o to.
Czuła się dziwnie, gdy tak stali naprzeciw siebie, związani
spojrzeniem i tym, co kiedyś ich łączyło i zastanawiała się, kto pierwszy przerwie
tą chwilę. Ona nie chciała tego robić.
- Nie, ty nie.
- To już nieważne
- odwrócił od niej i ten moment, który był cieniem tego, co ich łączyło urwał
się - Miejmy to już z głowy.
Ron poszedł do ich sypialni, a Hermiona jeszcze przez
chwilę stała w przedpokoju i starała się powstrzymać łzy. Wiedziała, że tego, co między nimi było nie da
się już odbudować, więc dlaczego aż tak zabolał ją fakt, że Ron też w końcu
zdał sobie z tego sprawę?
Kiedy weszła do sypialni Harrego i Ginny, Ron zdążył już
przesunąć łóżeczko na środek pokoju.
- Poczekaj, pomogę
ci.
- Gdzie mamy je
przenieść?
- Do pokoju, naprzeciw
salonu.
- Jasne, damy radę.
Razem przelewitowali łóżeczko do pustego pomieszczenia, później
przynieśli jeszcze miśki porozstawiane na półkach i wózek stojący w kącie, w
korytarzu.
Potem Ron stwierdził, że pójdzie wykosić trawnik, a ona
zaczęła sprzątać kuchnię. Harry był tu
pewnie raz, albo dwa, odkąd Ginny znalazła się w szpitalu, ale to wystarczyło by
wszystko było w totalnym nieładzie.
Kiedy kończyła myć naczynia w drzwiach stanął Ron.
- Skończyłem.
- Ja prawie też, jeszcze
tylko pięć minut.
- Mogę cię o coś
zapytać? - Hermiona zamarła i nie miała odwagi by na niego spojrzeć, więc tylko
kiwnęła głową.
- Oczywiście.
- Pokłóciłaś się z
Ginny?
- Dlaczego tak
sądzisz?
- Bo od tygodnia
codziennie jesteś w szpitalu, ale jeszcze ani razu nie weszłaś do jej sali.
Co miała mu powiedzieć? Że to prawda? Że pokłóciła się z
Ginny o niego i o to, co mu zrobiła? Miała mu wyznać całą prawdę, właśnie
tutaj? Zaczęła się zastanawiać czy Ron zawsze był taki domyślny, czy zmienił
się po tym, jak go zraniła.
- Miałyśmy taką…
małą sprzeczkę. Po prostu nie chcę jej
teraz denerwować.
Widziała jak nieznacznie mruży oczy i zastanawiała się, czy
będzie drążyć temat. Nie miała pojęcia, co
więcej mogłaby mu powiedzieć.
Podjęła już decyzję, że na razie nic nie powie o niczym
Malfoyowi, dopóki sama się z tym wszystkim nie upora, ale Ron? Przez tyle lat
był jedną z najbliższych jej osób, i choć stało się tak, jak się stało, źle się
czuła okłamując go.
- Jasne. Wiesz, myślałem, że znowu zostanę wujkiem, a
nawet miałem nadzieję, że wybiorą mnie na ojca chrzestnego.
- Też na to
stawiałam.
- Pewnie bylibyśmy
razem.
- Razem?
Ron podrapał się w roztargnieniu po głowie.
- Rodzicami
chrzestnymi. O to mi chodziło.
- Tak wiem - powiedziała
i zaczęła wycierać szafki.
Przez chwilę zapanowała cisza, a Hermiona czuła na sobie
jego wzrok, kiedy wycierała suche naczynia i układała je w szafce, przez co czuła
się trochę nieswojo, co ją zabolało. Minęło już tyle czasu, odkąd się rozstali, a
ona ciągle nie mogła pogodzić się z tym jak tak zupełnie nagle, stali się dla
siebie całkiem obcy.
- Mogę ci pomóc, jeśli
chcesz.
- Już kończę, nie
musisz.
- Nie o tym
mówiłem. Mogę ci pomóc przy
przeprowadzce.
Zdziwiły ją jego słowa i przez chwilę zastanawiała, czy
aby się nie przesłyszała. Ale wyraz jego
twarzy mówił sam za siebie.
- Czemu?
- Co czemu?
- Nie jesteś mi
nic winien Ron - szepnęła cicho i pochwyciła jego spojrzenie.
- Wiem.
- Więc czemu?
Ron przez chwilę rozmyślał nad odpowiedzią.
- Ile już się
znamy?
Zmrużyła oczy, zastanawiając się, do czego dąży.
- Dziesięć lat.
- Sześć lat się
przyjaźniliśmy, cztery lata byliśmy razem, w tym ponad dwa lata razem
mieszkaliśmy. To wszystko nic już dla
ciebie nie znaczy?
Zatkało ją. Dosłownie. Bo Ron miał rację, a Hermiona była na siebie
zła, że pomyślała, że mogłoby być inaczej.
- Oczywiście, że
znaczy.
- Właśnie dlatego
chcę ci pomóc.
Ta chwila, która urwała się w przedpokoju znowu wróciła i
znowu ich połączyła.
- W piątek o
czternastej?
Uśmiechnął się i pokiwał głową, a Hermiona poczuła się o
niebo lepiej.
Czuła się beznadziejnie. Miała nadzieję, że przysłowiowe poranne
mdłości będą dokuczały jej tylko rankiem, tymczasem było już południe, a jej
żołądek ciągle był na karuzeli.
- Jak tam
współpraca z departamentem magicznych gier i sportów? - zapytała Jenny, która
ze zdenerwowaniem przewracała pergaminy leżące na regałach.
- Beznadziejnie. Po prostu beznadziejnie - warknęła - mają tam
jeszcze większy bajzel niż my tutaj.
- Serio? - uniosła
brwi obejmując wzrokiem zwoje pergaminów, papierów, kałamarzy, które stały
dosłownie wszędzie. Choć uwielbiała
porządek nigdy nie udało jej się go zaprowadzić w gabinecie.
- Och, nie chodzi
mi o taki bajzel. Miałam na myśli
bałagan z ludźmi. Gość, ten blondyn, z
którym ty zaczęłaś współpracować przeniósł się do jakiegoś innego zadania, a mi
dali totalnego idiotę i do tej pory nie mam pojęcia jakim cudem skończył
Hogwart.
- Oj nie
przesadzaj - wzięła do ust kolejną miętówkę, mając nadzieję, że to pomoże jej
opanować helikoptery w żołądku.
- Nie przesadzaj?
– Jen spojrzała na nią ze złością z irytacją w oczach - Nie przesadzam! Ty mnie
w to wrobiłaś, a teraz ja muszę się z tym użerać. Naprawdę wolałam wypełniać te cholerne
raporty!
- Przepraszam cię,
ale nie mogę zajmować się wszystkim! Wiesz, że Kingsley powierzył mi i Harremu
zadanie, którym musimy się zająć, na dodatek muszę odwalać czarną robotę za
Herrisa, więc naprawdę nie mam czasu…
- Oj, daj już
spokój Hermiono. W końcu jesteś jego
zastępcą, więc twoim obowiązkiem jest robienie wszystkiego za niego. Skoro to ponad twoje siły, to po co
przyjmowałaś tą posadę?
Spojrzenie Jen przeniknęło Hermionę i zmroziło ją tak, że
zamarła. Jen nigdy nie była przeciwko
niej. Odkąd zaczęły współpracować zawsze
bardzo dobrze się dogadywały i choć nie łączyła ich wielka przyjaźń, to
wiedziała, że mogą obie na sobie polegać. Czyżby teraz miało zmienić się również to? Nie
chciała powiedzieć nic złego i gdyby wiedziała, że Jen tak zinterpretuje jej
słowa, nie powiedziałaby tego.
- Nie o to mi
chodziło, po prostu chciałam…
- Muszę już iść, Hermiono
- powiedziała i wyszła. Tak po prostu
wyszła, zanim Hermiona zdążyłaby cokolwiek powiedzieć na swoje
usprawiedliwienie.
Pięknie, tylko tego jej brakowało. To był naprawdę cudowny dzień, więc dlaczego
nie miała na jego koniec ponieść kolejnych strat?
Westchnęła wpychając kolejną miętówkę do ust. Kiedy to
wreszcie ustanie?
Wzięła do ręki listę informacji, które wypłynęły z
Ministerstwa i zaczęła porównywać je z oryginałami dokumentów w tej sprawie, kiedy
drzwi znowu się otworzyły.
- Och Jen, przepraszam
cię, za to co powiedziałam, nie chciałam…
- Czego nie
chciałaś Granger? - Malfoy wysunął się zza drzwi, a ona wytrzeszczyła na niego
oczy. Czym aż tak zawiniła
wszechświatowi, że nie zasługiwała choć na chwilę spokoju?
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem na
przesłuchanie.
- Co proszę?
Draco zamknął za sobą drzwi, chwycił krzesło i usiadł
naprzeciw niej po drugiej stronie biurka.
- Kingsley stwierdził,
że mogę być wam potrzebny.
Nie miała pojęcia, o co mu chodzi i chciała tylko by
wyszedł i zostawił ją samą. Dlaczego
Malfoy nie mógł tak po prostu zniknąć z jej życia? Jego ponowne pojawienie się
wszystko zniszczyło.
- Nam?
- Tobie, rudemu i
Potterowi.
- Włączasz to na
zawołanie, czy nie masz nad tym kontroli?
Zmrużył oczy na jej słowa zupełnie nie rozumiejąc, o co
jej chodzi.
- Co?
- Kretynizm, cynizm
i złośliwość.
Zaśmiał się pod nosem i uniósł brwi, co ją wkurzyło.
- Możesz się nad
tym zastanawiać do woli.
- Nie mam ochoty -
warknęła, patrząc na niego ze złością w oczach.
- Twój wybór.
- Czego chcesz
Malfoy? Próbuję pracować.
- Właśnie po to
przyszedłem - rozsiadł się wygodniej na krześle i obserwował złość w jej oczach.
- Nie bardzo
rozumiem.
- Och Granger, Granger
– pokręcił z politowaniem głową - Może w tym problem, za mało rozumiesz.
- Możesz mi
wyjaśnić?
- Oczywiście, widzisz,
Kingsley stwierdził, że z uwagi na moje znajomości ze śmierciożercami mogę się
wam do czegoś przydać.
- Żartujesz. Powiedz, że żartujesz.
Malfoy uśmiechnął się, przyciągnął krzesło bliżej biurka
i pochylił się tak, że dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów.
- Nie żartuję.
Chce więcej scen Draco-Hermiona :(
OdpowiedzUsuńFajny rozdział! Coś mi mówi,ze Ron wybacza i będzie chciał coś z Herm znowu.
Biedna Gin...chyba juz to pisałam poprzednim razem.. idk...
Czekam na nexta :*
I tak o to po miesiącach poszukiwań znalazłam bloga! I smutno mi, ze nic nie było dodawane :(
UsuńPlanujesz skonczyc? :D
Podobało mi się ☺ miałam wielka nadzieje ze może jednak w tym rozdziale powiadomisz Rona i Draco o ciąży Hermiony ale jakoś obeszłam się ze smakiem. Mam nadzieje ze kolejny rozdział pojawi się wcześniej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ❤
wow, zawsze obiecuję, że coś napiszę ale jakoś ciągle brak mi czasu. Jak widzisz rozdział dopiero czytam teraz. Jako, że przeczytałam parę opowiadań tego typu jestem dosyć wybredna. A Twoje opowiadanie przypadło mi wyjątkowo do gustu. Piszesz, oczywiście moim skromnym zdaniem, lekko i przyjemnie się to czyta. No i człowiek ma ciągły niedosyt po zakończeniu kolejnego rozdziału :) Czekam z niecierpliwością na next.
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwww.misty-symphony.blogspot.com
Hej muszę się przyznać że przeczytałam wszystko jednym tchem .Pierwszy raz trafiłam na takie opowiadanie i bardzo się ciesze z tego:D Kiedy obejrzałam film ostatnią część to miałam ochotę wiedzieć więcej ,co dalej ,jak to będzie. I proszę. . .Bardzo mi się podoba to co piszesz ,możesz być pewna że będę dalej śledzić twojego bloga :D Oczywiście urzekłaś mnie Draco bo mimo tego że był tym złym to i tak go lubiłam :) Piszesz tak fajnie że nie odeszłam od laptopa dopóki wszystkiego nie przeczytałam i tu jeszcze takie świetne zakończenie rozdziału .Błagam o więcej jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńA i bym zapomniała :D ZAPRASZAM na swojego bloga : opowiadanieodlisicy.blogspot.com
Mam nadzieję że wpadniesz i zostawisz po sobie ślad :D
Hej hej hej :) z przyjemnością pragnę poinformować, że wracam do blogosfery :D
OdpowiedzUsuńReaktywacja http://hogwartmynewschool-drastine.blogspot.com/ już nastąpiła :D
Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział pt.: "Niech się wstydzi ten, kto widzi" oraz do zakładki "Występują" gdzie przedstawieni są bohaterowie :)
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za spam
Annabeth
PS. Gdy przeczytam wszystkie rozdziały, zostawię komentarz z opinia ;)